Ciemno wszędzie, głucho wszędzie

Dziady cz. II

Do oświaty, czyli do szkoły, przyszedłem w 1987 roku. Mijało 5 lat od stanu wojennego, 5 lat smuty, szarości, permanentnych braków, wszechogarniających deficytów. Także mentalnych. Władza mając świadomość swojej kompletnej porażki w zarządzaniu państwem, tkwiła w marazmie i bierności silna słabością nieistniejącej opozycji, brakiem reakcji i buntów społecznych. Społeczeństwa, które budziło się dotychczas tylko wtedy, gdy zmniejszała się zawartość talerza, kieszeni i portfela. A ponieważ od lat te parametry były mizerne i biedne, ale stabilne, wybuch społeczny był kompletnie nierealny.

Tymczasem, coś zaczęło się dziać w szkołach. Wchodzili do nich nauczyciele z pokolenia roku 80. Zarażeni genem krótkotrwałej, ale jednak, wolności – słowa, wypowiedzi, myśli. Ludzie, którzy poznali wartość dyskusji, debaty, sporu światopoglądowego. Którzy na uczelniach zetknęli się z pisarstwem zakazanym, kaskaderami literatury, poetami wyklętymi i zakazanymi. Którzy poznali wielowymiarowy charakter naszej historii. Którzy nie zapisywali się do żadnej istniejącej wówczas partii, ale odmawiali też wstąpienia do koncesjonowanych związków zawodowych, odmawiali udziału w uroczystościach partyjno – państwowych (rocznica rewolucji, 1 maja, 22 lipca). Do szkół weszło nowe. Trochę niechcący, trochę przypadkiem, a na pewno – wbrew intencjom rządzących.Ta świeżość i niecierpliwość poznawcza, ta zbuntowana natura i młodzieńcza niezgoda poskutkowała organizowaniem się w roku 1988 pierwszych oddziałów “Solidarności” oświatowej. Najpierw nieformalnie, skrycie, choć pokoje nauczycielskie to były ostatnie miejsca do utrzymania tajemnicy… , aż do ujawnienia na wiosnę pamiętnego 89 roku.

To wówczas rodziła się w dyskusji, debacie, sporze idea szkoły po komunie. Szkoły otwartej, ambitnej, różnorodnej, włączającej. To kadry “Solidarności” tworzyły wówczas strukturę i system oświaty, to ludzie z internatów, karnego bezrobocia zostawali ministrami, ekspertami i kuratorami oświaty. Zachłyśnięci wolnością importowali do edukacji nadbagaż treści wyklętych i zakazanych, aby nadrobić stracony czas a jednocześnie już nigdy nie powrócić do czasów cenzury, indoktrynacji, czasu “inżynierów dusz” i budowniczych “nowego człowieka”. Taką edukację mogła zapewnić jedynie szkoła zdemokratyzowana, neutralna ideologicznie i zdecentralizowana. Szkoła nielękająca się konkurencji, szkoła gotowa na eksperymenty jak choćby edukację domową i oświatę niepubliczną.

Miałem szczęście brać udział w tym procesie. Na zaproszenie Grażyny Tomaszewskiej, którą poznałem w Solidarności podziemnej, zgłosiłem się do pracy w nowo tworzonym kuratorium oświaty we Wrocławiu. Imponowało mi, że konspiracyjna “Malwina”, ikona nauczycielskiej konspiracji, prawa ręka nowego solidarnościowego ministra, w proces reformie oświaty zaangażowała prowincjonalnego młokosa, zaangażowanego w “Solidarność” jako ruchu nadziei i reformy. Spotkałem tam (w kuratorium) świetną ekipę, oprócz wspomnianej śp. Grażyny Tomaszewskiej, Zbyszka Paśkę, śp. Andrzeja Bekera, Jurka Dziurawca, Jurka Pietraszka, Anię Ziębę, Leszka Pawlaka, Ferdynanda Markowskiego, Krzyśka Lebiedowskiego czy śp. Józia Kikuta. To był piękny czas wcielania w zycie idei, pomysłów i nowych programów. Wbrew wcześniejszym przyzwyczajeniom, regułom i rutynie. Szkoła uzyskała nowe organy, nowe usytuowanie prawne i organizacyjne. Dyrektor mógł pochodzić tylko z konkursu, skończył się czas nominatów partyjnych. Szkoły przeszły w zarząd wspólnot lokalnych – samorządów. Kurator miał czuwać nad procesem edukacyjnym, kształceniem i wychowaniem.

30 lat później krajobraz oświatowy przedstawia się dramatycznie. Przywrócono 3 lata temu sowiecki model oświaty, oparty na jednolitej szkole 8.letniej. Zlikwidowano najlepiej wyposażone i najnowocześniejsze szkoły. Nasilił się proces pogłębiania różnic pomiędzy szkołami a co ważniejsze – pomiędzy kompetencjami młodych ludzi. Następuje recentralizacja systemu, ze zwiększaniem udziału rządu w procesie zarządzania oświatą. Wróciła ideologizacja wraz z cenzurą prewencyjną. W parlamencie procedowana jest ustawa, która z dyrektora czyni ponownie partyjnego urzędnika, który ma czuć strach i respekt przed nominatami partyjnymi, jakimi są dziś kuratorzy. Bo to kurator będzie miał decydujący głos w jego powołaniu, a także w odwołaniu przed zakończeniem kadencji. To ustawa, która niweczy idee “Solidarności” oraz jej ludzi, którzy tworzyli podstawy szkoły nowej ery. Którzy wypruwali sobie żyły, żeby polska szkoła stała się konkurencyjna na rynku międzynarodowym i europejskim. Co w istocie zaistniało, gdyż wyniki polskich nastolatków w badaniu PISA, prowadzonym przez OECD, stale konsekwentnie pikowały, stając się porównywalne z nastolatkami w Szwajcarii, Korei Płd., Holandii a nawet Finlandii.

Ale to już było…

W polskiej szkole dokonuje się proces konsekwentnej degradacji – poprzez pauperyzację nauczycieli, obniżania rangi zawodu, autorytetu pedagoga. Urządowienie szkoły skutkuje idiotycznymi decyzjami, jak zakaz wyjścia do teatru na “Dziady”, spektaklu którego nie obejrzał ani kurator ani minister (co mnie zresztą nie dziwi), wydaniem zakazu edukacji obywatelskiej – na lekcje o konstytucji, to oczywiście skutkuje ograniczeniem prawa wypowiedzi, wolności słowa i swobody artystycznej. Wartości, za które oddalibyśmy wszystko 35 lat temu….