Czy to już?

Czas wojny poprzedzony był często okresem chaosu, zubożenia, rodzących się skrajności, podziałów społecznych, sumujących się zagrożeń, które dawały podłoże rodzącym się ekstremizmom, ruchom, grupom szukających pomocy w sferach pozarozumowych, zabobonom, szarlatanom, mistykom i oszołomom. o charakterze sekciarskim. To prowadziło wprost do grupowania się ludzi wokół różnych indywiduów, idei, pseudonauki, na zasadach zbliżonych do sekty, gdzie rozum zastępowała wiara, a system wartości przejmował jakiś guru. Jednym słowem dekadentyzm.

Wybuch II wojny światowej poprzedzony był silnymi nurtami myślowymi i artystycznymi o mocnej identyfikacji katastroficznej. Literatura, film, dramat, malarstwo przesycone były wątkami nadchodzącej, wtedy jeszcze nie do końca uświadomionej, katastrofy. Dlatego obfitowały w akcenty melancholijne, pesymistyczne, zniechęcenia oraz utraty sensu życia. Rodzące się totalitaryzmy wpływają na społeczne zachowania wywołując rezygnację, strach, postawy konformizmu i uległości. Człowiek zaczyna się czuć osamotniony wobec potęgi i siły państwa, jego aparatu przymusu – służb specjalnych, prokuratury, policji i wojska. Tym bardziej, że wyjątkowo obficie szerzyły się różnego rodzaju autorytaryzmy w Europie i poza nią, znajdując wyjątkowo płodną pożywkę w Niemczech i Rosji.

Jakby się przyjrzeć dzisiejszej rzeczywistości, to ona też przypomina trochę wesołego Titanica. Wbrew zagrożeniom zdrowotnym (covid), cywilizacyjnym (katastrofa klimatyczna), rodzącym się dziwnym ustrojom państwowym i kalejdoskopem osobliwych figur na politycznej planszy – Trump, Putin, Erdogan, Orban, Le Pen, Kaczyński – świat cywilizowany i rozwinięty udaje, że nic się nie dzieje. Choć Ameryka próbuje zdążyć, aby na nowo zająć pozycję światowego żandarma, z której abdykowała decyzją błazna, który chwilowo wszedł w rolę prezydenta, może być zwyczajnie za późno. Co wtedy?

Trudno w to uwierzyć, ale świat stanął na krawędzi wojny. Przez 30 lat wolna Polska nie dopuszczała do siebie tej myśli, a kiedy to już się stanie, u sterów władzy stoją stronnicy klubu przyjaciół Putina, którzy tak wzmacniali polską armię, że skutecznie pozbawili ją śmigłowców, łodzi podwodnych i nie zdążyli zakupić myśliwców, patriotów i czołgów. Do tego społeczeństwo rozbite i skonfliktowane, brakuje wspólnej identyfikacji, poczucia wspólnoty i jedności. Wydawać by się mogło, że jedność to stan, w ostatnich latach niemile widziany, gdyż wszystkie podejmowane działania polityczne, kulturowe, społeczne, prawne i finansowe miały polaryzować, dzielić, stygmatyzować i separować. Urządzane nagonki na sędziów, lekarzy, nauczycieli, przedsiębiorców, nie mówiąc o opozycji, inwigilacja, zastraszanie, nie mogły zacieśnić więzów międzyludzkich i wspólnotowych.

Jak więc stajemy wobec największego zagrożenia po 1989 roku? W jakiej kondycji, w jakim stanie ducha, z jakim morale? Na pewno nie jest to stan marzeń. Nie jest to poczucie siły i optymizmu, jaki mieliśmy w 1980 roku, nie jest to czas nadziei z wiosny 1989 roku, nawet nie 2004, kiedy UE przyjmowała nas do swego grona. Niemniej, polskie wsparcie dla Ukrainy, wbrew głupawym umizgom rządzących do partii proputinowskich, jest powszechne i niedyskutowalne. Bo mamy oczywiste przekonanie i pewność, że kraj ten, jako bufor, oddziela nas od Rosji, z terenu której zawsze przychodziła wojna, przemoc, zabory i okupacja. Nasze interesy, aspiracje i sojusznicy są na zachodzie Europy, za Atlantykiem, a wszystkie te bajania o międzymorzu, o słowiańskiej jedności są mrzonkami ocierającymi się o zdradę interesów państwowych.

Jako samorząd próbujemy, przewidując przyszłość, zinwentaryzować miejsca istotne dla czasu zagrożenia wojennego. Dokonujemy przeglądu schronów na terenie miasta, wytypowaliśmy placówki mające potencjał na wyżywienie ok. 1500 osób, a także ok. 450 miejsc noclegowych. Niestety, 30 lat wolnej Polski, uśpiło w nas czujność oraz gotowość obronną. Z likwidacją przedmiotu “przysposobienie obronne” całkowicie zrezygnowano ze szkolenia obronnego, a obrona cywilna przetrwała w postaci szczątkowej i marginalnej. Najdłuższy pokój w Europie rozpieszczał nas i usypiał. I to może nas naprawdę słono kosztować.

Oby nie.