Chaos, burdel, koniec świata. Wieszczą krajowe i lokalne media, od tygodnia eksploatując tzw. temat refundacji do granic wytrzymałości – oczywiście żaden program publicystyczny nie obejdzie się bez motywu medykamentów. Olejnik, Rymanowski, Wojewódzki, Majewski, Michalak, Lis, Sobieniowski, brrrr… Strach przełączyć na listę przebojów czy nawet wieczorynkę. Dookoła żądania, aby odwołać ministra, prezesa i zawsze premiera (bo to nigdy nie zaszkodzi, a nuż…). Konferencja za konferencją – dymisja! odejdź! precz! spieprzaj dziadu! Prawdziwy Armagedon. – Ten rząd musi upaść, grzmi z ambony duchowny, jeszcze niedawno zakochany w SLD i potomkach PZPR-u. – Jeszcze doczekamy czasu, kiedy w Warszawie będziemy mieli Budapeszt, głosi prezes “na prochach”, nie zważając na to, że życzenie nam scenariusza węgierskiego może oznaczać masowe manifestacje, społeczne protesty, a nawet rozruchy, których jesteśmy obecnie świadkami nad Dunajem.
Dziwnym jesteśmy narodem. Musimy się zawsze czymś nakręcić, żeby narzekać, złorzeczyć, pluć. Nawet fantastyczny Kamil Stoch, zjawiskowa Justyna Kowalczyk, reprezentanci dyscyplin sportowych, w których nigdy nas nie rozpieszczano, nie są w stanie przełamać tego polskiego malkontenctwa. Jakże inni jesteśmy od Niemców, przeważnie zadowolonych, choćby umiarkowanie z codzienności. Nie mówiąc o roześmianych i rozkrzyczanych południowcach. Nawet polski pretendent do Oskara, pierwszy od lat realny, jest ponoć niezwykle smutny, melancholijny, żeby nie powiedzieć – dołujący. Od lat nobilituje nas smutek, uszlachetnia cierpienie. Gdzie te życzenia szczęścia, radości i uśmiechu z okazji Nowego Roku? Gdzie ta pogoda ducha? Sam się na to nadziałem, kiedy rano na pytanie Marka, co dobrego?, zacząłem coś “kwękolić”, że niby po staremu, stara bieda i takie tam. – Dzieci masz zdrowe? Zdrowe. – Sam jesteś zdrowy? Zdrowy, sam za mnie odpowiedział. – Wyglądasz też nieźle, parę kilo więcej, zgryźliwie zauważył. – Więc nie narzekaj chłopie. – Nie narzekaj, bo grzeszysz…
Złapany na takim malkontenctwie, nastroiłem się pozytywnie i poszedłem na spotkanie z delegacją niemiecką z Wurzen. – Ależ wy macie wysokie wykorzystanie środków unijnych! powiedziała z uznaniem szefowa niemieckiej delegacji. I od razu wstąpił w człowieka nowy, optymistyczny duch 🙂