Dyżurny chłopiec do bicia. Nieustanny temat dyskusji ustrojowych i 15 lat rozważany dylemat – są potrzebne czy nie. Wprowadzone wielką reformą samorządową w 1999 roku, systematycznie osłabiane w kolejnych latach przez wszystkie koalicja rządowe – PiS-u, SLD, PSL-u. Obecna koalicja, za wyjątkiem szumnych zapowiedzi z 2007 roku, wpisuje się znakomicie w tę tendencję, osłabiającą powiaty, jednostki samorządu terytorialnego, którym w Polsce dały początek sądy ziemskie, sądy powiatowe gdzieś w okolicy XIV – XV wieku.
Taką trójstopniową strukturę ma większość państw w Europie, jakimś odpowiednikiem polskiego powiatu jest hrabstwo w Irlandii, kreis w Niemczech, departament we Francji, prowincja w Italii czy rajon ukraiński. Przykładu angielskiego nie podaję, bo jest tak skomplikowany i rozbudowany, że szkoda mi czasu na jego wyjaśnianie. A poza tym nie mam żadnej pewności, że sam go dość dobrze poznałem…. Znam nieźle te, które osobiście odwiedziłem i na miejscu sprawdziłem, czyli niemieckie i ukraińskie. W tym porównaniu najlepiej wypada powiat polski – najmniej skomplikowany, z dość przejrzystą, autonomiczną strukturą, jednocześnie jest o niestety najgorzej finansowany, w całości oparty na dotacji i subwencji państwowej, prawie bez przychodów własnych. Dodatkowo w Polsce został on pomyślany nie jako jednostka nadrzędna, sprawująca nadzór nad gminami, nie jako przedstawiciel administracji rządowej, ale jako “większa i trochę inna gmina”. Wystarczy przeanalizować zadania ustawowe polskiego powiatu. W większości kontynuują one, na wyższym poziomie, zadania samorządu gminnego – oświata, szkoły, drogi, opieka społeczna, opieka nad dzieckiem, ochrona zdrowia, działalność kulturalna, ochrona środowiska. Ma jednocześnie kilka zadań specjalnych bądź specyficznych – takich jak ewidencja pojazdów, wydawanie pozwoleń na budowę, gospodarkę wodną, zarządzanie danymi przestrzennymi i kilka zadań, poprzez starostę, w imieniu skarbu państwa. Jeżeli dodać do tego wykazywaną przez większość powiatów w Polsce, aktywność inwestycyjną, robi się nam całkiem spory zakres działań, w dużej mierze równoległych bądź konkurencyjnych wobec gmin. Przykład – środki unijne i pozabudżetowe. Przecież w aplikowaniu do ZPORR, RPO czy komponentów krajowych byliśmy oczywistymi konkurentami, wielu chętnych, mało środków. Podobnie w priorytecie edukacja, turystyka, transport itp.
Nieprzypadkiem powiaty w ostatnich latach wykazały ogromną aktywność i skuteczność w pozyskiwaniu środków pozabudżetowych, pokazały także, korzystając ze środków unijnych 2007 – 2013, niespotykaną dotąd aktywność inwestycyjną. Przykład “schetynówek” na naszym podwórku, gdzie największym i jedynym beneficjentem był właśnie powiat i gmina Cieszków. W tej konstrukcji trudno mówić chyba o wymarzonym społecznie konsensusie, współdziałaniu i miłości. Powiaty z definicji zostały ustawione, przede wszystkim wobec gmin, mniej w stosunku do województw, konkurencyjnie, czyli siłą rzeczy – konfliktowo. Bez zmiany tej, leżącej u podstaw ustroju samorządowego, koncepcji, nie uda się wprowadzić powszechnej szczęśliwości w stosunkach powiatowo – gminnych.
Na pewno powiaty w jednym wykazują zdecydowaną wyższość nad gminami – jest w nich bardzo niewiele, lub nie ma w ogóle, konfliktów a nawet rozbieżności pomiędzy organem stanowiącym (uchwałodawczym) a wykonawczym, czyli zarządem. Z przyczyn oczywistych zarząd, wybierany przez większość rady nie może sobie pozwolić na konfrontację z nią, bo natychmiast przestałby być zarządem. Dlatego nie znam powiatu, gdzie starosta straciłby oparcie w większości rady, przykładów braku oparcia w radzie wójta, burmistrza czy prezydenta, jest na pęczki. Daleko nie trzeba szukać, w Miliczu mamy tego przykład… Mało budujący przykład – dodajmy.
Jak by nie było, logika rządzenia w powiecie wymaga porozumienia i kompromisu. Zdałem sobie z tego w pełni sprawę czytając oświadczenie radnego, który powiedział wprost – żelazna, czy też betonowa opozycja w radzie powiatu nie ma żadnego sensu. Kończy się i monotonną kontestacją i w konsekwencji – destrukcją. Jeżeli w powiecie chce się coś zrobić, to chcąc nie chcąc, trzeba szukać porozumienia i “dogadania się”. Ten, kto tego nie potrafi, zmarnotrawi 4 lata i zniweczy głosy wyborców. Ciekawe, kto jeszcze to zrozumie…