kanikuła

Hmmm…. kanikuła. Niby nie jesteśmy krajem zamożnym, ani tym bardziej społeczeństwem, ale wakacje dają większości z nas twarde alibi, żeby coś zaniechać, zatrzymać, zwolnić. Sądy nie orzekają – urlopy, rady, sejmy, sejmiki nie obradują – wakacje, urzędy nie procedują większości spraw problemowych – kanikuła! Nawet piszący te słowa nie uniknął wakacyjnego rozleniwienia, co jednych wyraźnie ucieszyło, innych zaskoczyło, a niejaki Jacky wytknął mi to nawet w męskiej rozmowie pod biedronką… Męska rozmowa to oczywiście narracja dotycząca sportu i jeszcze jednego s…. My ograniczyliśmy się jedynie do sportu, bo okazji ku temu mamy ostatnio co niemiara. Euro zawodu, Euro rozczarowań i łez oraz wściekłości. Bo 40.milionowy kraj w centrum Europy nie może, nie ma prawa być gorszy od Estonii, Czech, Słowacji nie mówiąc o Holandii czy Belgii, symbolicznych kopalniach talentów piłkarskich. Nie ma na to zgody i być nie może. Mamy walkę, a więc rywalizację, wpisaną w DNA, uwielbiamy wygrywać nie tolerując przegranych. Kochamy to. Skoro tak, to dlaczego musimy przełykać te nieznośne i zawstydzające porażki, których w nadmiarze dostarczyło nam Euro, a jakby tego było mało – olimpiada w Londynie? W której dołożyli nam Kazachowie, Białorusini, Koreańczycy z północy….dramat. Dlaczego tak się dzieje? Co jest tego przyczyną? Zastanawiają się profesorowie w akademiach wychowania fizycznego, zastanawia się minister sportu. Moja diagnoza jest prosta – problemem jest szkoła i rola wf-u. W ilu szkołach wf traktuje się poważnie, na równi z matematyką, językiem polskim i angielskim? Ilu dyrektorów czyta i analizuje wyniki sportowej rywalizacji szkół? A ilu wyciąga z nich jakiekolwiek wnioski? Ilu jest w stanie stwierdzić, że wychowanie fizyczne, a więc zdrowotne, jest najważniejszym przedmiotem w szkole??? A popatrzmy na obiekty – sale, boiska, bieżnie. I nie chodzi mi tylko o Krośnice, gdzie przeraźliwie puste boiska są już przysłowiowe, ale o pozostałe szkoły. Ile z nich udostępnia swoje obiekty po południu, w weekendy, w wakacje? Sytuację trochę ratują orliki, ale tylko trochę. Część z nich przez wakacje była (o zgrozo!) zamknięta, część otwarta (właśnie sprawdzamy dzień po dniu nasze orliki przy I LO i na Trzebnickiej). Ale nawet w tych otwartych nie dało się zauważyć jakiegoś nadzwyczajnego życia – turniejów, meczów, rozgrywek, pucharów itp. Szukam w prasie ogłoszeń o lidze drużyn podwórkowych, o turniejach z okazji Euro, olimpiady, czegokolwiek – nic, cicho, głucho. Naprawianie polskiego sportu trzeba zacząć od szkoły, nadając wychowaniu fizycznemu należną mu rangę, co już dawno zrobili Amerykanie, Anglicy, Niemcy. I dzisiaj mają tego efekty. Jacky – zgadzasz się? Mam nadzieję, że tzw jesienne expose Donalda Tuska uwzględni także ten problem. Mimo natłoku mniej i bardziej komicznych afer. Pierwsza mnie wbiła w ziemię – syn premiera pracuje! Skandal. Na lotnisku, w redakcji, wszystko jedno gdzie. Ale pracuje! Czyli nieudacznik. Co – nie mógł go tatuś ustawić? Albo utrzymać? A ten – nie, pracuje. Coś musi mieć do ukrycia. Bo z takim nazwiskiem bez problemu zdobyłby każdy mandat w wyborach. Jak bracia Kaczyńscy czy dwie żony i mama Gosiewskiego. Ale Tusk to większy cwaniak, poszedł do roboty. Że niby taki pracowity… Podobnie jak syn ministra Kalemby. Pracuje taki 15 lat w poznańskiej agencji (Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa…) i myśli, że go nie zwolnią jak tatuś został ministrem. Won! Paszoł ty na bezrobocie, pracusiu jeden…..

Taśmy Serafina. Oooo, to grubsza sprawa… Pomijając to, że zawsze go miałem marnego karierowicza i komucha o mentalności SB-ka, co teraz znakomicie to udowodnił nagrywając kumpli i upubliczniając te nagrania. Taki warszawski Wołyniak…. Co z tych taśm wynika? Skandal, a jakżeby inaczej! Koalicja rządząca obsadza stanowiska ministerialne i administracyjne swoimi ludźmi! Skandal. Przecież powinni sięgnąć po merytoryczne kadry chociażby swoich poprzedników – może przyjąłby stanowisko minister Filipek (mąż stanu w kancelarii premiera Kaczyńskiego), a może Rafał Wiechecki (minister gospodarki wodnej) albo pani Kalata, która lansuje się ostatnio w Hindukuszu.. A może do dyspozycji pozostaje, molestowana w środku nocy w pokoju hotelu poselskiego przez Adama Lipińskiego, pani co seks lubi jak owies, albo w owsie, czy jakoś tak….?? Głosów oburzenia nie brakuje. Także tych, co na tego typu dealach zjedli zęby. Nawet coraz bardziej brukowa Wyborcza drukuje głupi tekst na dowód nepotyzmu w powiecie słupeckim, gdzie Eugeniusz Grzeszczak pozwolił kolejny raz wybrać się do sejmu, a ktoś tam został starostą, którego siostra wygrała konkurs. No, co – nie skandal? Konkurs wygrać się ważyła? Bezczelna.

Gdyby miała trochę wyrobienia politycznego, to podpatrzyłaby naszego gminnego sekretarza, któremu późny wiek nie przeszkadza bynajmniej w zabawie kolejkami…I to na bogato! Za bańkę czyli milion. A jak! A co! Misia nie zbudujemy?? Zobaczycie jeszcze Mirka w czapce konduktorskiej… Tenże sekretarz jakiś kwartał temu postanowił nie zbudować, bo tego jak widać nie umie, ale zburzyć (o to umie doskonale!!! mistrz świata) jakąś tam koalicję a raczej niepisane porozumienie. Czegóż on nie obiecywał!? W powietrzu latały stanowiska i dostojności, monety i medale – doradca burmistrza Milicza, sekretarz stolicy Dolnego Sląska (w końcu tak się nazwali, to chyba mogą…), dyrektorzy wydziałów, departamentów, rady nadzorcze, zarządy, nierządy, itp. Że nikt się nie skusił? Być może zadziałało ozdrowieńczo popularne na naszym terenie hasło – nikt ci tyle nie da, ile Darek obieca. Pamiętam, że kiedyś obiecał ratować szpital. Na czym się skończyło? Na tym, że zapomniał… I dzięki Bogu. Poradzimy sobie bez specjalistów, a nawet mistrzów, w zadłużaniu gmin. A Darek niech dalej bawi się kolejką…