wszystkie dzieci nasze są?

Jakże szybko zmienia się czas. Jaką niesamowitą dynamikę mają teraźniejsze wydarzenia. Miesiąc, tydzień niosą czasem większe zmiany niż dziesięciolecia wieków przeszłych. Uff, wyraźnie się starzeję, bo wspomniana dynamika zdarzeń zaczyna mnie przytłaczać. Dlatego tak lubię sobotę, szczególnie, gdy w całości (o co strasznie ostatnio trudno), należy ona do mnie. Sobota jest moją szansą na krótkie poczytanie, a to kresowych historii Siemaszków, Rudnickiego, Moczulskiego i innych, a to historii piłki nożnej na Dolnym Sląsku (Małgosia – dzięki :)), a to literackiej twórczości medyków – esejów, wierszy, opowiadań. Niesamowite, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że w tym zawodzie chce się pisać wiersze… a jednak 🙂 Wczoraj przeczytałem też poruszający artykuł o braciach Skolimowskich, tytuł – “Brat swojego brata” albo coś podobnego, z którego po raz kolejny wyłania się obraz tragicznych losów rodzin celebrytów, nie ma znaczenia czy współczesnych czy peerelowskich, choć wtedy nikt nie używał tego słowa. Losów znaczonych dominantą kariery – matki lub ojca – niszczącej przy okazji podstawowe i naturalne więzi rodzinne. Każda historia dziecka od Krawczyka po Kukulską, Lennona, Iglesiasa, a nawet Szczęsnego, niesie ze sobą gorycz wspomnień domu pełnego a jednocześnie pustego, zawirowań i skandali będących źródłem upokorzeń i strachu dzieci. Podobnie w Skolimowskich, gdzie historia przybiera znacznie bardziej tragiczny wymiar, poprzez śmierć młodszego brata w tym roku w Indiach. Znam też paru lokalnych “celebrytów” gotujących swoim dzieciom podobny los. Obserwowałem to jako nauczyciel, widzę dzisiaj jako kolega, znajomy, sąsiad. Dramat dzieci porzuconych a właściwie – odrzuconych i w ten sposób trwale zranionych. Już dzisiaj w klasach szkolnych liczba dzieci z rozbitych rodzin sięga 40, czasem 50 %. W tej grupie dzieci porzuconych, przez ojca a czasem matkę, jest prawie 1/3. To już prawdziwa plaga, społeczny a także moralny armageddon. Dziwi mnie, że problem trwale krzywdzonych dzieci, tak ważnych w relacji biblijnej (“pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”), nie znajduje swojego należnego miejsca w narracji Kościoła. Trudno się przebić moralnej tematyce przez “wdzięczne” i aktualne tematy poruszane na ambonie – multipleksy, Amber Goldy, stacje nadawcze, system naprowadzania ILS, sztuczna mgła i rozrzedzona atmosfera, zamach na prezydenta, ekshumacje, in vitro…. A może potępienie takich praktyk dotknęłoby zbyt wiele ważnych osób? Może to wskazanie etyczne jest po prostu niewygodne? I nie myślę tu tylko o tragifarsie, jaką swoim dzieciom gotuje niejaka Marta Kaczyńska, Dubieniecka, czyli Aneta Krawczyk w bardziej celebryckim wydaniu….

Czy to zjawisko jest związane z nadzwyczajnym rozluźnieniem obyczajów, porządku moralnego? Moja mama udziela zawsze odpowiedzi twierdzącej – “tak kiedyś nie było”, lub “kiedyś było to nie do pomyślenia”. Prawda jest chyba trochę inna. Nie trzeba opracowań naukowych, wystarczy literatura piękna, żeby przekonać się, że wieś polska, a także polskie pałace i małe dwory przesiąknięte były erotyzmem. Często wybujałym i nieposkromionym, a zabawy paniczów ze służącymi czy wiejskimi dziewkami stały się przysłowiowe. Podobnie miejskie salony, opisane barwnie przez Kamila Janickiego w książce “Pierwsze Damy II Rzeczpospolitej”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak. […]To były bardzo erotyczne czasy. Legalna prostytucja, częste rozwody, liczne kochanki. Największy skandal wybuchł, gdy prezydent Polski oświadczył się sekretarce, choć dopiero co “wystygło” ciało jego pierwszej żony. Również polskie pierwsze damy miały sporo miłosnych grzechów na sumieniu. I jeszcze z wywiadu z autorem:

Kamil Ja­nic­ki: Za za­mknię­ty­mi drzwia­mi swo­bo­da oby­cza­jo­wa była nawet więk­sza niż dzi­siaj. To prze­cież czasy Wit­ka­ce­go, Boya-Że­leń­skie­go, pierw­szych fe­mi­ni­stek i War­sza­wy jako mia­sta, które nigdy nie śpi. No i oczy­wi­ście czasy, kiedy nie­mal każdy po­li­tyk miał ko­chan­ki, pro­sty­tu­cja była le­gal­na, a na szczy­tach wła­dzy normą były dru­gie i trze­cie mał­żeń­stwa.

Ech czasy, ech obyczaje….