Twarze siatkarskiej klęski

Przypomnę, że byłem przeciwny w 2011 roku udziałowi KS “Milicz” w turnieju barażowym o II ligę. Motywowałem to wysokimi kosztami i niewielkimi zyskami sportowymi, możliwymi do osiągnięcia. Od lat, prowadzony przeze mnie klub, wyznawał zasadę – mniej, ale dalej, mniejszą łyżką, ale częściej, itd. W 2011 roku moja opcja przegrała ze snem o potędze z rozmachem i zasadą przeciwną – zastaw się, a postaw się. Dlatego wniosek Henryka Lecha, choć wg mnie szkodliwy, został zrealizowany. Nie wygraliśmy tego barażu, a zgodnie z przewidywaniami, ponieśliśmy koszty, które pozwoliłyby na roczne utrzymanie juniorów w lidze dolnośląskiej. – No, cóż…. Może tak się rodzą Ikary, pomyślałem gorzko, żałując wydanych pieniędzy? Rok później, robiąc niezłą zadymę z rezygnacją ze stanowiska włącznie, prezes KS “MIlicz” już znacznie łatwiej przeforsował koncepcję gry o “wyższe cele”, do których kompletnie nie byliśmy przygotowani. Dodatkowo, w tej grze o II ligę, nawet dobrze zorientowani kibice, nie potrafili znaleźć znajomych twarzy. O zgrozo, okazało się, że w składzie drużyny nazywającej się “Milicz” czasami tylko grał jeden miliczanin! Za rok, nawet on straci miejsce w zespole…. Stopniowo wychowankowie tutejszego klubu oraz miejscowych szkół wypychani byli z KS “Milicz” i szukali sobie miejsca w okolicznych miastach, gdzie grano w siatkówkę. Podobnie działo się z drużynami młodzieżowymi, które stanowiły niewiele znaczący dodatek do okrętu flagowego. Nie przeszkodziło to różnym “działaczom” snuć dalszych mocarstwowych planów, pozbawionych finansowych i organizacyjnych realiów. Klub w sensie organizacyjnym był typową wydmuszką, kolosem na glinianych nogach, o czym wszyscy przekonali się już wkrótce. Trzy tygodnie przed rozpoczęciem rozgrywek w I lidze nie było wiadomo, kto będzie klub sponsorował, ilu będzie sponsorów, na jaką kwotę i w zamian za co. Dramat. Dopełnieniem panującego tam amoku niech będzie fakt sprowadzenia, bez zapewnienia finansowania, zawodników zagranicznych, w tym dwóch Azerów!

Aż nagle przyszło to, co było łatwe do przewidzenia i oczywiste – pękła bańka mydlana, rozsypała się wydmuszka. Wirtualny sponsor postawił warunek nie do spełnienia, pozostali na propozycję utopienia swoich pieniędzy, popukali się w głowę i nagle paru “oczadziałych” zauważyło, że król jest nagi…. Pierwszy ucieka prezes, po raz drugi składając rezygnację w trybie natychmiastowo – błyskawicznym. Powoli od klubu odsuwają się pozostali. Także ci, którzy chętnie i bezceremonialnie podsuwali swoje oblicza jako twarze sukcesu milickiej siatkówki. Którzy siatkówką zainteresowali się nagle i niespodziewanie , nawet dla siebie. Zainteresowali się na krótko. Przez 15 lat poznałem takich wielu. Przeminęli.

Zapamiętaj twarze symbolizujące porażkę milickiej siatkówki, widoczne między 53 a 55 sekundą, a także później.