Wiem, że nic nie wiem,

zdaje się mówić w sprawie gminnej oświaty burmistrz Milicza ustami swojego zastępcy, czyli Henryki Skrzyneckiej.

Oświata w Polsce w ogóle weszła w orbitę zainteresowania partii, które postanowiły ją nagle zmienić, staje się także powoli głównym orężem dysputy politycznej i propagandy; w jej dobrym, ale głównie negatywnym wymiarze. Ma to też miejsce u nas, o czym świadczy relacja w „GM” z 5 lutego pt. „Rozbudowa dwójki…” ze spotkania zorganizowanego właśnie przez wiceburmistrz Henrykę Skrzynecką. Jak wynika z tekstu, spotkanie poświęcone było temu, jak zorganizować naukę w SP nr 2, w sytuacji, kiedy liczba uczniów w klasach I rośnie prawie dwukrotnie. Pomijam, że dla każdej szkoły jest to sytuacja wymarzona, bo przy panującym obecnie niżu demograficznym, 6 dodatkowych klas, to oczywiście miejsca pracy dla nauczycieli i obsługi, to także dodatkowe środki z subwencji na funkcjonowanie szkoły, to pełne wykorzystanie potencjału szkoły, do której za moich czasów chodziło 1,5 tysiąca uczniów. I dało się. Dziwi mnie naprawdę co innego – zadziwienie pani wiceburmistrz Skrzyneckiej. Że rok od objęcia urzędu, zaskoczona jest ilością uczniów. Że nie przygotowała szkoły i rodziców na tę sytuację, gdyż o przyśpieszeniu obowiązku szkolnego 6.latków wiadomo było od 2011 roku, a w sierpniu 2013 sejm przyjął w tej sprawie ustawę. Czasu było dość, wystarczyło tylko śledzić prawo. Wystarczyło także śledzić budżety szkół, żeby nie być zszokowanym faktem „składania się rodziców na ławki do sal lekcyjnych”. A z czego to zaskoczenie? Ile zagwarantowała pani wiceburmistrz w budżecie środków na wydatki rzeczowe w tym zakup sprzętu i mebli? Jeżeli szkoła 85% przeznacza na pensje i wynagrodzenia, to z czego ma sfinansować ogrzewanie, oświetlenie, zakup pomocy naukowych, o meblach nie wspominając? Nie wiedziała pani o tym? To teraz ja jestem zszokowany! Tym bardziej, że w tym roku, z tego, co mi wiadomo, poziom budżetu tej szkoły jest równie niezadowalający, jak w roku poprzednim. Uprzedzam, żeby znów nie była pani w szoku. Na koniec uwaga ogólna – można powoływać rady, zespoły, grupy dyskusyjne i radzić, gadać, obradować. Tylko, że od mieszania herbata nie stanie się słodsza. Oświacie milickiej, a „Dwójce” przede wszystkim, nie gadanie jest potrzebne, a konkretne środki i to jak najszybciej, bo inaczej stanie się skansenem. A składanie się rodziców na meble nie jest skandalem, ale pomocą rodziców, wobec nieporadności organu prowadzącego, czyli gminy i pani osobiście. W tym kontekście niezwykle cenne okazało się stanowisko rady pedagogicznej i rady rodziców Szkoły Podstawowej w Czatkowicach, które to organy trzeźwo zauważyły – ki diabeł! Dlaczego moje mieszkanie ma meblować mój sąsiad? Dlaczego godziny pracy, strukturę klas mają kształtować organy sąsiedniej, choć bardzo dużej, szkoły? Czy tylko dlatego, że pozwala mu pani wiceburmistrz? Pozwala, bo po roku “pracy” na tym stanowisku nic więcej nie ma do zaproponowania. Dlaczego? Odpowiedź w tytule…