Ależ ułożyła się sierpniowa tematyka….powstanie, śmierć Leppera, teraz kolejny pogrzeb.
Zmarł Bolek Zajiczek. A wraz z nim zakończyła się pewna epoka. Działalności bezinteresownej, społecznej, edukacyjnej, wychowawczej. Takiego oryginalnego wychowawcy, przyjaciela dzieci, nauczyciela młodzieży, już nie będzie. W tym sensie Bolek był ostatnim milickim Mohikaninem. Jeszcze w “starej trójce”, będąc w podstawówce trafiłem do jego drużyny, nie do tej, która zdobywała mistrzostwo Polski w olimpiadzie turystyczno – rekreacyjnej albo w olimpiadzie ruchu drogowego, ale do tej, którą prowadził i woził po Polsce, odkrywając nieznane nam uroki, a przy okazji “trzepiąc” kolejne odznaki, sprawności, itp. Do tej, która brała udział w akcji odbudowy rynku zamojskiego, do tej która przez dwa tygodnie wędrowała przez Bieszczady, zimowała w pięknych Karkonoszach, biegała na nartach w Gwarkach i Piastach, do tej, która w każda sobotę wyruszała na jakiś rajd, wycieczkę czy biegi na orientację. Ta drużyna spotykała się regularnie i nie przeszkadzał nam nawet stan wojenny. 13 grudnia, zgodnie z umową, spotkaliśmy się na biegówkach na OSiR-ze, gdzie druh Bolek, zawadiacko zadał nam pytanie:
- Wiecie ile potrwa stan wojenny?
- Nie, no skąd….
- 8 lat, rzucił Bolek. – Bo Siwak musi skończyć podstawówkę, spuentował zadowolony z siebie, niepomny na wrogie wówczas nam otoczenie.
Za rok zabrał drużynę do bułgarskiej Warny, dając dzieciom z prowincjonalnego Milicza, możliwość obejrzenia kawałka zagranicy. Nawet jeśli była to zagranica koncesjonowana, socjalistyczna. I choć wyjeżdżaliśmy z bratem często, daleko, planowo i niespodziewanie, nasza mama nigdy nie miała wątpliwości ani obaw o bezpieczeństwo swoich dzieci, choć oddawała nas pod opiekę osoby niepełnosprawnej – bez dłoni, bez oka. Ja też ich nie miałem, kiedy przez chwilę moje dzieci zahaczyły o drużynę druha Bolka. Wierzyłem bardziej i ufałem temu niepełnosprawnemu harcerzowi w podeszłym wieku niż niejednemu młodemu i zdrowemu wychowawcy. Sam widziałem wielokrotnie, jak potrafił zadbać o powierzone sobie dzieci, jak “złomotał” na dworcu PKS w Karpaczu typa, który odepchnął od autobusu próbujące dostać się do środka dziewczyny – Asię i Ulę. Jak rozgonił namiot imprezowiczów w Sulistrowiczkach, żeby nie zakłócali nam snu. Pamiętam też jak z potoku w Cisnej wyjął (bez dłoni!) pocisk artyleryjski i włożył zbaraniałym WOP-owcom do samochodu, bo sami nie mieli odwagi nawet się do niego zbliżyć. Tych wspomnień są tysiące. W wolnej Polsce współpracowaliśmy blisko, głównie w szkole oraz “Gazecie Milickiej”. Pomagaliśmy mu wyjechać na podróż swojego życia, czyli rowerowy rajd dookoła świata, wziąć udział w niezliczonych wyprawach, wyścigach, wycieczkach, dookoła Białorusi, do USA ponownie, w biciu rekordów Polski, Guinessa, itp. Zawsze był. Pachnący kawą (to jedyna używka, której się nie wypierał), energiczny, aktywny, wesoły, przeważnie w pulowerku, spod którego pokazywał opalony i umięśniony tors. Lubił aktywność i ludzi z werwą. Dlatego przyciągał do swojej drużyny niepokornych, często zawadiackich, czasem awanturników. Nie lubił mięczaków, lalusiów, maminsynków. Dlatego w jego drużynie często były dzieci “gorszego Boga”, z problemami, z rozbitych, biednych rodzin, których życie nie rozpieszczało. Tak jak nie rozpieszczało Bolka. Tacy musieli być jego wychowankowie, o reszcie mówił z ledwo skrywaną pogardą “arystokracja – psia krew!”, “burżuazja, cholerny świat”. Nigdy nie dałem się uderzyć żadnemu nauczycielowi, ale od Bolka szturchańce, kuksańce przyjmowałem ze zrozumieniem i pełną aprobatą, rozumiałem całkowicie, że musiałem na nie zasłużyć, skoro się do nich uciekał.
Zresztą jak można było dyskutować z autorytetem? Któremu trudno było dorównać. Wychodząc w środku zimy na Snieżkę, nie tylko był przed nami, nie tylko nie był zmęczony, ale jak zorientowaliśmy się na górze, szedł w trampkokorkach! I nieodłącznym pulowerku. Przebiegłem razem z nim 25 km w biegu Piastów, ale przecież on biegł bez kijków! Nigdy nie byłem w stanie dorównać mu w jeździe rowerowej. I tak dalej, i tak dalej.
Czy ktoś będzie w stanie kontynuować dzieło Bolka? Czy ktoś poprowadzi “Baryczan”? Obawiam się, że tego formatu ludzi nie da się zastąpić. Bo to naprawdę był “ostatni Mohikanin”.
i
s.