Ech, jaki piękny wrzesień…, jaka przepiękna polska jesień. Cudo, zjawisko, które w pełni można podziwiać mieszkając na wsi. To jeden z wielu przymiotów wiejskiego żywota, kiedy w sobotę rano wita cię zaglądająca przez okno żółte rudbekia, kiwające się melancholijnie pelargonie, czy frywolnie podrygujące astry. Słoneczność dnia wzmacnia czerwonofioletowa szata dzikiego wina i figlarnie mrugająca, przebarwionymi listkami, dostojna brzoza. Odrębnym rozdziałem jest oczywiście las, najpiękniejszy jesienią, właśnie wrześniowo – październikową, porankiem orzeźwiający i chłodny, popołudniem gorący, tchnieniem odchodzącego lata. Dobrze, że dzięki ścieżce rowerowej coraz więcej ludzi, głównie mieszkańców Milicza, może doświadczyć tych niepowtarzalnych wrażeń. Dla mnie to ciągle naturalny zachwyt pomieszany z metafizyką. Cieszę się, że dzisiaj mój kalendarz przeznaczył mnie do plenerowych czynności – przyjemności takich jak odłowy w Ostoi u Olka Kowalskiego oraz Swięto Ziemniaka w Piękocinie u Zdzicha Kanasa. Obydwaj zajęci po uszy swoimi rolami życiowymi, obydwaj nie ograniczają się do swojej pracy, miłośnicy swoich stron, patetycznie można powiedzieć – lokalni patrioci, animatorzy kultury, pielęgnujący folklor, zwyczaje i archaiczne już obrzędy. Ciągle chce im się chcieć. Podziwiam takich ludzi i żałuję, że taki nie potrafię już być. Przez 10 lat oddawałem swoje życie pozawodowe siatkówce, mojej wielkiej miłości sportowej, której owocem jest dość liczna dzieciarnia – klasy sportowe, turnieje ogólnopolskie – o puchar burmistrza i Dni Milicza, a przede wszystkim grający od lat w III lidze KS Milicz. Klub, który przechodził różne koleje, dole i niedole. W którym byłem prezesem, kierownikiem drużyny, kierowcą, a czasem terapeutą i sprzątaczką. Aha, zapomniałbym o robieniu kanapek i szykowaniu jedzenia dla drużyny….. Piękne, choć trudne, wymagające i romantyczne czasy. Jakże się cieszę, że klub nadal gra, że udało nam się w tej sprawie porozumieć. Przyznaję – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. Ale to przecież normalne, że wspiera się instytucjonalnie zespół, drużynę, klub, który ma największe osiągnięcia, który prezentuje najwyższy poziom sportowy. Tak powinno być od 10 lat, choć niestety, nie było. Dzisiaj o 17 z radością obejrzę mecz z Chrobrym, w którym mamy podziękować byłemu wiceprezesowi Staszkowi Dziekanowi, w którym po raz kolejny usiądę z mikrofonem, żeby coś tam powiedzieć, skomentować. Kilka osób mówiło mi, że to nie wypada, że to niestosowne dla urzędu. Nic mnie to nie obchodzi. Dla tego klubu, dla tych chłopaków (wszystkich znam od dziecka) mogę zawsze być kierowcą, sprzątaczką, znów mogę robić kanapki czy biec do sklepu po wodę.
Suwalszczyzna tkwi w jesiennej ciszy spadły liście co drzewa zdobiły, moich kroków tam już nikt nie słyszy, przebrzmiały – a może się śniły?