Czym jest dzisiejszy patriotyzm? A czym jest oddychanie – pyta w odpowiedzi Władysław Bartoszewski. Oczywistością. No tak. Dla niego, dla pokolenia Kolumbów, powstańców, konspiratorów, krótko mówiąc – ludzi starej daty – jest oczywistością. Jaką mamy frekwencję wyborczą? Ilu nie płaci podatków? Jak wielu domom brakuje biało – czerwonej flagi? Kto wypożycza książki o tematyce historycznej? Jaka jest potoczna znajomość historii? Tutaj odpowiedź nie jest już tak oczywista. Prawdziwe manifestacje dumy narodowej schodzą dziś w cień, bo na pierwszy plan medialny przebiły się kabaretowe hucpy, które wzmocnione niemieckimi komunistami i anarchistami wykorzystają polskie święto do manifestowania swoich, dość osobliwych, poglądów. Dlatego po raz kolejny usłyszymy o potrzebie tolerancji, rozumianej jako afirmację porządku, w którym facet żyje z innym mężczyzną, a do tego koniecznie raz w tygodniu pochwali się tym w ogólnopolskiej telewizji i dwa razy w roku przejedzie się na samochodowej platformie w dziwacznym przebraniu. Jeśli cię to urazi, zbulwersuje albo zniesmaczy, to jesteś ciemniakiem, prostakiem, homofobem, faszystą ….. Jeśli cię to rozśmieszy, to twój śmiech będzie obelżywym, prostackim rechotem. I staniesz się w swojej obsuranckiej, antysemickiej, narodowokatolickiej tyranii podobny do (wstyd to powiedzieć) premiera Tuska. Którego w chmurnym, i dość ponurym z zaciętości sejmie, rozbawiła, nieporadna językowo, choć wygłoszona melodyjnym głosem, męska riposta posła Biedronia.
No, cóż. Mam przynajmniej nadzieję, że dzisiaj, w Miliczu, przywołując polską tradycję wojskową i wojenną oraz manifestując współczesny patriotyzm, unikniemy konfrontacji z anarchistami. Będziemy świętować godnie i wesoło, jak zawsze, piąty już rok.
Trochę wzruszyła mnie opowieść Darka D., o tym, jak pani M. używając metafory tanecznej, skarżyła się, że nie będziemy razem, wspólnie, integralnie, świętować 11 Listopada. Wyrazić się ponoć miała, że poczuła się jak porzucona tancerka.
Po pierwsze, sama metafora dość pospolita, zdradzająca niezdrową fascynację “tańcami ze wszystkimi”, czyli telewizyjnym kiczem. Oczekiwałem lepszego gustu od pani M.
Po drugie, to wspólne świętowanie było naszą, powiatową, propozycją, złożoną 3 maja. Do końca października nie doczekaliśmy się odpowiedzi, choć od września rozpoczęliśmy przygotowania do obchodów. Kiedy wreszcie nadeszła, drukowaliśmy już swoje materiały, łącznie z zaproszeniami. Jeśli prosta, oczywista odpowiedź musi być redagowana przez 5 miesięcy, to znaczy, że komórka odpowiedzialna za promocję ma poważne problemy organizacyjne i wchodzenie z nią w jakiekolwiek współorganizowanie jest wysoce ryzykowne. Na wystosowane 3 maja zaproszenie wystarczyło odpowiedzieć “tak” lub “nie”. I tyle. Jak odpowiada tancerka, bez względu na to czy rzecz dzieje się na wiejskiej zabawie, czy szykownym balu w operze.
Po trzecie, ta wspólna organizacja okazywała się mało “wspólna”. Po naszej stronie była organizacja, wykonanie i koszty. Po stronie pani M., – obecność. Dość nobilitująca, przyznaję, ale jakoś te proporcje wydają mi się mało partnerskie.
Po czwarte, nie grozi nam, na szczęście, inflacja świąt niepodległości. Tak długo obchodzenie 11 Listopada było zakazane, że organizacja obecnie równoległych obchodów i tak nie zrekompensuje nam czasu minionego. Dlatego świętujmy jak najwięcej i jak najczęściej – godnie, podniośle i wytwornie. Jak kto potrafi – wspominając, ciesząc się i śpiewając. A nawet tańcząc, samemu lub w parze, jak kto lubi. I z kim lubi…..