Taki nasz kulturkampf

– Tato zmień tego bloga! Słyszę od moich dzieci, zgodnych w tej kwestii, jak w żadnej innej. Dodaj nową szatę, driva, toolsa, pikcsa, sriksa i takie tam. A jak mam to zrobić, skoro nawet tego nie stworzyłem? Gdyby nie Jacek dalej pisałbym piórkiem w sztambuchu (ale ładne trafiło mi się słówko;-() i ten ekshibicjonizm nigdy nie stałby się moim udziałem. Może i byłoby lepiej, bo nie przeżywałbym stresu, że pani M. pisze dziennie dwa niecodzienniki (to jest logiczne?), lepiej i ciekawiej ode mnie, o czym życzliwie informują mnie komentarze pod wpisami (wie ktoś jak to usunąć?), a do konkurencji dołącza jeszce ta niedorajda Papószka. Chociaż tutaj konkurencja jest dosyć …relatywna, no powiedzmy – dostojna i wyważona. Palnąć raz i ….wystarczy. Ale nigdy nie wiadomo, co jeszcze dziadowi przyjdzie do głowy. – Nie pisz osobiście i nie o polityce, ani siatkówce, kogo to interesuje? – dodają dzieci chcąc mnie całkiem pogrążyć w depresji. Jak nie osobiście i nie o siatkówce, polityce, to o czym?? Aha – nie o pracy, nie o kobietach (bo się mama zdenerwuje), nie o poezji (nieżyciowe), nie o młodości (nudne), nie o muzyce (siara), a w ogóle to jakaś drętwota… No trudno. Spróbuję coś zmienić i od dzisiaj wprowadzam multimedialność mojego bloga. Nie, nie – nie będzie trzeba mnie oglądać, nie jestem aż tak interesujący jak Jarek Kaczyński (miało nie być o polityce!) ani jak Doda (siara!). Nie znam też wielu funkcji w elektronicznym przekazie, skupię się jedynie na zamieszczaniu jednego utworu muzycznego, który może być muzyczną ilustracją do tekstu, może być jego dopełnieniem lub nie będzie ani jednym, ani drugim :-(. Na pewno będzie to moja muzyczna fascynacja. Uspokajam, odsłuchanie piosenki nie będzie obowiązkowe, ale zalecane… Nie będzie też jak w jednej z porannych audycji publicystycznych, której napiętą sytuację spowodowaną polemicznym żarem, stara się łagodzić, czyli gasić, prowadząca audycję mówiąc (krzycząc): – Przepraszam, przepraszam! Proszę o ciszę! Panowie, no… Teraz będzie piosenka. Piosenka! Taka łagodna. Łagodna!! Słuchamy! Oczywiście nikogo to nie rusza, prócz tych dyskutantów, którzy akurat tego dnia przygotowują rzeczoną piosenkę wybierając aluzyjny tytuł, z którego czynią złośliwą dedykację swoim przeciwnikom politycznym. I tak lewica dostaje obuchem Dżemu, gdy musi wysłuchać “Czerwony jak cegła”, pięknego utworu, w którym zresztą czerwień w żaden sposób nie ilustruje poglądów i barw politycznych. Zgoła co innego. Innym razem partia rządząca z przekąsem musi komentować “Co ja tutaj robię” lub “Leżę pod gruszą”, co w zamyśle autorów dedykacji powinno komentować lenistwo rządu. I tak się ładnie dedukują – jedni “Back in the USSR”, drudzy “Ta ostatnia niedziela”, my im “Spisek”, oni nam – “Irlandię”. Jak ci “Nie pytaj o Polskę, to tamci “Czego się boisz głupia”. I tak trwa ta kulturalno – muzyczna kanonada. Lubię muzykę, nawet się wzruszam – dzisiaj, bez podtekstów i dwuznacznych dedykacji, prosze Was o wysłuchanie Erica Claptona.     http://www.youtube.com/watch?v=AscPOozwYA8