gość w dom, nogi za pas

Ponoć jesteśmy narodem gościnnym, ponoć nasza gościnność ma charakter wręcz przysłowiowy. Trudno w to uwierzyć patrząc na postępującą atomizację naszego społeczeństwa, zamykanie się w mieszkaniach, domach, ogrodach i kręgach, środowiskach społecznych. Powstają piękne, ale zawsze wysokie i szczelne ogrodzenia, bramy, czyli bariery. Zniknęły nawet tradycyjne wiejskie ławeczki, gdzie odbywały się spotkania i dyskusje poznawcze w takich wiejskich mikrorelacjach. Mam takie wrażenie, że ławeczki te zniknęły równolegle ze stojakami na mleko, gdzie rolnicy przywozili codziennie swój biały, życiodajny “urobek”. Zresztą oddawanie mleka i oczekiwanie na wozaka także spełniało rolę społeczną, poprzez spotkanie, rozmowy, kłótnie a nawet gorące i namiętne romanse. Jedyne ławeczki, jakie dzisiaj tętnią życiem, to przede wszystkim ławki piwne, którym niestety daleko swoją malowniczością do ławeczki z “Rancza”, a które świadkują nie tyle debatom i dyskusjom, ile kłótniom rodzinnym, kiedy zniecierpliwiona żona przysyła dzieci z ostatnim ostrzeżeniem dla tatusia. Czerwoną kartkę z reguły pokazuje sama, odsyłając delikwenta na ławkę kar, przeważnie we własnym domu, z dala od sypialni….

Kwestię gościnności ilustruje także tegoroczny sezon odwiedzin duszpasterskich czyli kolędy. Nie było chyba gazety, która nie rozstrząsałaby problemu dawać?, nie dawać?, ile?, za dużo? Tak jakby to był najważniejszy punkt odwiedzin księdza w naszym domu. Denerwuje mnie to, bo akurat kolęda jest momentem przyjaznego spotkania, kiedy składam ofiarę taką, jaką chcę. Przed wielu laty, kiedy sam utrzymywałem rodzinę z pensji nauczyciela, księża za każdym razem cofali kopertę mówiąc – nie trzeba, nie musi pan, macie małe dzieci. Ale jak większość ludzi, w myśl zasady, że bardziej lubimy dawać niż brać, zawsze chciałem tę ofiarę złożyć.

W tym roku przyszedł do nas poeta. Przede wszystkim ksiądz, co oczywiste, ale dla mnie jego poetycka wrażliwość jest równie ważna jak pasterskie powołanie. Przyglądałem się przedwcześnie posiwiałym włosom i przypominałem sobie pierwsze spotkanie z księdzem – poetą, drugim, jakiego poznałem po Janie Wielkim Twardowskim. Wtedy, w 1992 i 93 roku, był to postawny młody człowiek z burzą włosów na głowie, w ciemnych okularach i czarnej kurtce skórzanej, nie przypominał tradycyjnego księdza i tylko koloratka zdradzała prawdziwą profesję artysty. Razem z Waldemarem Wallem, dyrektorem ośrodka kultury, zorganizowaliśmy spektakl poezji śpiewanej. Poezji proboszcza z Boguszyc koło Oleśnicy. Wierszy natchnionych, religijnych i niezwykle wrażliwych, refleksyjnych i delikatnych.

Dlaczego będąc proboszczem, ksiądz – poeta zdecydował się na funkcję wikariusza? Odpowiedź jest porażająco prosta. Postanowił opiekować się chorym ojcem i poświęcił mu swoją zawodową, choć wynikającą z powołania, karierę. To jednak niesamowite i wzruszające. Sam się zastanawiam czy zrobiłem wszystko, co mogłem i co powinienem, 5 lat temu….

Cytat tygodnia:

Inny ksiądz, inne miejsce, inna wrażliwość:

O strasznych rządach Platformy Obywatelskiej, powszechnym zakłamaniu o na temat wysokiego poparcia dla tej partii i konieczności zmian:

“To się kiedyś skończy. Niekoniecznie my tego doczekamy, ale na pewno nasze dzieci.” Koniec cytatu. No, no, no….;))