jestem wieśniakiem

Po jednym z ostatnich wpisów, gdzie przyznałem się do moich (przy)ziemnych typowo wiejskich upodobań, otrzymałem sympatycznego maila – Piotr, jak to przeczytali w ….., to zaczęli się zastanawiać, czy nie zafundować ci kawałka gruntu, żebyś zajął się sianiem agrotechnicznym, a zaprzestał siania na blogu. Sympatyczne to, muszę przyznać. I lepsze niż prymitywna, gorąca walka polityczna, która prowadzi do obłędu. Takim obłędem jest na przykład przenoszenie sporu politycznego na grunt kontaktów towarzyskich. Nigdy tego nie rozumiałem i nigdy tego nie zaakceptuję, bo świadczy to o prowincjonalnym charakterze naszej mikropolityki. O zaściankowości i małostkowości. Wszak wszyscy wiedzą, a przynajmniej powinni, że w dużej polityce krajowej, po najbardziej gorących i emocjonalnych dyskusjach, posłowie spotykają się na piwie za kratą albo u Hawełka, a najlepiej poza Sejmem. Tak przynajmniej było do smoleńskiej katastrofy. Ale i dziś rozmawiają ze sobą na pokładzie samolotu, wracając do domu, albo jadąc jednym samochodem, żeby było taniej. Bo spór o rację, metodę, o ideę nie powinien przechodzić w spór personalny, w myśl świętej zasady dyskusji – odnosimy się do poglądu a nie człowieka.

Naburmuszone, zacięte twarze. Oczy ciskające gromy. A w kuluarach zaciśnięte dłonie, które nie chcą się wyprostować nawet na najbardziej ludzki gest. Gest kultury, cywilizacji – gest powitania. Gdzie tak jest?

Wrocław, gala kolejnego konkursu, w którym można sobie kupić nagrodę albo wyróżnienie. Sztucznie podnieceni goście, którzy udają, że nie wiedzą, kto otrzyma statuetkę. Smokingi, muszki, lakierki, dobre perfumy. Wielki świat. Wśród nich mój dobry, prawy i uczciwy kolega z Trzebnicy. Powszechnie znany a także lubiany za swoją szczerość i otwartość. Napotyka naszego sekretarza stanu… Zamierza się przywitać, jak na kulturalnego człowieka przystało. Nic z tego! Nie dostąpi tego zaszczytu. Tutaj obowiązują inne normy kultury. Dzwoni do mnie i nie może wyjść z zadziwienia, że w cywilizowanym kraju możliwe jest takie zachowanie. Mnie to mówi!

Zapachniało wiochą? O nie! Na wsi to się nie zdarza. Na wsi wyciągnięta dłoń napotyka inną, często spracowaną, czerstwą i twardą dłoń. To wyżej opisane dotyczy rączek wymuskanych, delikatnych, ciepłych i nieprzyjemnie miękkich. Wypicowanych. A takich na wsi nie ma. Dlatego szczycę się, że jestem stąd, że jestem wieśniakiem. I będę siał;)

http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=vlE0upX88ug