Co jakiś czas, a wrzesień sprzyja temu nadzwyczaj, tzw. opinia (za przeproszeniem) publiczna, zajmuje się polską szkoła, systemem edukacyjnym, słabymi i mocnymi stronami instytucji kształacących. Na warsztat często jest brana wychowawcza funkcja szkoły, atrakcyjna medialnie tym bardziej, im więcej media znajdą szokujących przypadków bójek, gwałtów, molestowania czy zabójstw. O tym, że sprawa powraca z regularnością zegarka, świadczy historia sprzed 8 lat w toruńskiej budowlance. Przypomnę, że w tym sympatycznym mieście, na lekcji języka angielskiego, młodzież (jak wówczas prasa określała młodocianych zwyrodnialców), w akcie skrajnego schamienia, założyła nauczycielowi na głowę kosz na śmieci, a wszystko dla upamiętnienia tak zabawnego incydentu – nagrano telefonem komórkowym. Film, w jakiś sposób, przeniknął do sieci i sprawa, niestety, jak stwierdziła pani dyrektor w wywiadzie telewizyjnym, stała się (za przeproszeniem) – publiczna. Nie mogłem słuchać tej głupawej pedagogicznej nowomowy, nie mogłem znieść tej latami nagromadzonej hipokryzji i nadętej głupoty urzędniczej. Politycznej poprawności, w myśl której w szkole nie ma przestępstw, tylko niepowodzenia pedagogiczne, nie ma kradzieży, tylko lekkomyślne przywłaszczenie nieswojej własności, młodego bandyty nie należy karać, tylko udzielić mu pomocy – psychologicznej, pedagogicznej, itp. itd. Opublikowałem wówczas w trzech czasopismach branżowych tekst pt. „Facet nie miał predyspozycji…Na marginesie dramatycznych wydarzeń w Zespole Szkół Budowlanych w Toruniu
Postanowiłem go dzisiaj przypomnieć we fragmencie, by pokazać pewną niebezpieczną prawidowość, która dotyka polską szkołę.
„Jak kraj długi i szeroki, przetacza się przezeń fala oburzenia i potępienia dla wydarzeń w toruńskiej „budowlance”. Grzmią rozgłośnie radiowe, stacje telewizyjne, epatują wielkimi tytułami i zdjęciami tytuły prasowe, powszechną krytyką, ale i wyraźnymi symptomami strachu odznaczają się internetowe czaty, fora, itp.
Nagle okazało się, ku zaskoczeniu gawiedzi, że polskie szkoły pełne są okrutnej młodzieży, zwyrodnialców i schamiałej do granic możliwości „przyszłości narodu”. Zszokowani Polacy ujrzeli bestialstwo, nie penitentów zakładu karnego, nie klientów poprawczaka, ale zdemoralizowanych nadopiekuńczością rodziców, przyszłych architektów, kierowników budów, właścicieli firm developerskich. Doskonale zorientowanych, już dzisiaj, że każdą konfrontację z nauczycielem wygrają bez większego problemu, że w każdym konflikcie i sporze nauczyciel stoi na z góry straconej pozycji. Między innymi dzięki tym samym trzęsącym się dziś z oburzenia mediom, grzmiącym urzędnikom, rozmaitym rzecznikom, radom, fundacjom i innym rozbudowanym nieproporcjonalnie do swego znaczenia instytucjom.
Dla porządku należy przypomnieć, że te same radiostacje i gazety, ci sami, dziś pryncypialnie zachowujący się urzędnicy, w imię chorej poprawności politycznej, w pierwszym odruchu w 100 przypadkach na 100 w pierwszej kolejności każdego problemu winę przypiszą szkole, nauczycielowi, wychowawcy i ostatnio przynajmniej – katechecie. Za wszystko – zadymę na stadionie, walkę uliczną z Arką Gdynia, śmiertelne pobicie pod Walichnowymi, samobójstwo, pijaństwo, narkomanię i młodzieńczą prostytucję. Za pedofilię, satanizm i korupcję – tak łatwo oskarżyć nauczyciela, radę pedagogiczną i program wychowawczy.
Koalicja antyszkolna, na którą składają się instytucje wyżej przeze mnie wymienione, nawet w sprawie toruńskiej, poszukała winnego w szkole. Odezwały się głosy zadziwienia, że nauczyciel nie zareagował, nie powiadomił, nie podzielił się swoim upokorzeniem… – Mężczyzna, niestary i tak się dał torturować, mówią z niedowierzaniem.
A pytanie zasadnicze brzmi i, niestety dramatyczne, brzmi – co miał niby zrobić? Każdy, kto usłyszał reakcję dyrektorki szkoły, wie, że nie bardzo było z kim rozmawiać – Po co robić od razu sensację? Tej szkoły (technikum) już nie ma, więc co chodzi?
Sam nauczyciel z przerażającą szczerością przyznaje, że nie powiadamiając o szczegółach swojej gehenny kierował się obawą o utratę pracy – Może uznano by, że nie nadaję się do tego zawodu i musiałbym odejść…. Znamienne jest to, że 33. letniemu nauczycielowi nie przyszło do głowy, że za bestialstwo ukarano by, zgodnie z logiką, uczniów a nie jego. Przypadek czy norma wynikająca z doświadczenia szkolnego? Ile razy w swojej karierze spotkał się więc z prawdziwym ukaraniem ucznia a nie nauczyciela?
W mojej miejscowości dyrektor liceum złapała podczas ostatniej matury ucznia na ściąganiu. Wyciągnięto wobec niego konsekwencje, które uczeń oczywiście zaskarżył do organu prowadzącego. Dwa miesiące temu miejscowa Rada Powiatu uznała skargę za… zasadną. Pytam – kto następny będzie chciał walczyć ze szkolną korupcją, jaką jest ściąganie? No, za wyjątkiem werbalnych deklaracji pani minister Łybackiej, rzecz jasna…
W historii toruńskiej wyobraźmy sobie inny przebieg zdarzeń. Oto, jak każdy napadnięty człowiek, anglista postanawia się bronić. Bandycie zakładającemu kosz na głowę wytrąca go z rąk. Kosz lekko uderza napastnika w głowę. Drugiego bandziora usiłującego kopnąć go w skroń unieszkodliwia prostą gardą. Tamten przewraca się, lekko ocierając łokieć, który za chwilę zaczyna krwawić. Jeszcze tego samego dnia otrzymuje telefon od zszokowanych i zbulwersowanych rodziców. Nie pomagają tłumaczenia. Nazajutrz jest już wizytator oraz przedstawiciel (rzecznik) fundacjo – amnesto – komiteto – konwencjo – ochrony. Niezadowoleni z postawy nauczyciela, wobec jednoznacznego braku skruchy z jego strony, rodzice powiadamiają TV, radia, gazety i internety. Te, jak zawsze, już znają winnego, już dokonały osądu. Wizytator zapyta o dokumenty, program wychowawczy, profilaktyczny, rozkłady, plany wynikowe, konspekty, itp. Wobec braku świadków (cała klasa solidarnie zeznaje przeciwko nauczycielowi) zapytają jeszcze nauczyciela czy rozmawiał wcześniej z napastnikami dlaczego oni to robią, czy rozeznał ich środowisko rodzinno – społeczne, czy powiadomił ich o szkodliwości takiego postępowania dla własnego zdrowia. Jeśli nie, żadnych szans. Musi napisać program naprawczy, a dyrektor dokona jego ewaluacji. Zgrabny komunikat do prasy i…. po kłopocie.“
Jak bliski jestem prawdy, w tym celowo przerysowanym scenariuszu, wie każdy, kto obejrzał w TVN program „Pod napięciem” 7 września z udziałem pań – kurator kujawsko – pomorskiego i dyr. Departamentu MENiS. W ogólnym bełkocie nic nieznaczących ogólników, na uwagę jednak zasługuje diagnoza Anny Zawiszy, która na pytanie prowadzącego – co dalej? – mentorskim tonem stwierdziła, iż należy pomóc tym uczniom (prześladujących anglistę), gdyż było to dla nich przeżycie traumatyczne (!). Pani kurator natomiast winę znalazła po stronie rady pedagogicznej.
Żadna z państwowych urzędniczek nie zająknęła się na temat chorego systemu, w którym katalog praw ucznia nie jest konsekwentnie uzupełniany wykazem obowiązków. W którym tak naprawdę nie ma żadnego systemu. O jakiej karze możemy mówić, kiedy nawet tradycyjna nagana publiczna określana jest przez nadzór jako represja naruszająca godność ucznia? Kiedy zakaz występu w reprezentacji szkoły kwalifikowany jest jako świadome łamanie praw zagwarantowanych w konstytucji. Kiedy do karnego przeniesienia z klasy do klasy potrzeba zgody rodzica, nie mówiąc o usunięciu ze szkoły.
W tym ogólnopolskim chocholim tańcu i niekończącej się grze pozorów z ulgą odnotowałem kilkanaście rozsądnych wypowiedzi i symptomatycznych głosów na internetowym Forum Dyskusyjnym Dyrektorów Szkół:
- A. Kiedy moja nauczycielka odebrała telefony z pogróżkami, zawiadomiliśmy policję i nic – cisza. Kiedy któryś z uczniów napisał anonim do rzecznika praw ucznia przy MENie to ruszyła lawina – pani wizytator, rozmowy, ankiety i konkluzja – nauczycielu nie masz prawa się bronić, bo uczeń napisał i na pewno ma rację,
- B. Jedna z opinii nauczyciela: dyrektorzy nigdy nie staną po stronie nauczyciela, wolą stanąć po stronie ucznia, bo boją się o swoje stanowisko. A skąd takie poczucie nauczycieli bierze się jak nie z praktyki? Słuchają wątpliwych nieraz prawnie zaleceń nadzoru, ze zdziwieniem notują na kursach o prawach ucznia – nowe Prawdy Objawione – przewracające niejednokrotnie do góry nogami całą ich – popartą wieloletnią praktyką – wiedzę wyniesioną z SN – ów. No i wreszcie patrzą uważnie na konkretne decyzje – dyrektora, wizytatora – w przypadku nadużywania praw ucznia i naruszania praw nauczyciela.
- A. Obwinianie nauczyciela jest obrzydliwe. Winien jest system. Nauczyciel boi się dyrekcji, dyrekcja kuratorium, bo w razie czego, zamiast wsparcia, dostaną w łeb. Oni, bo przecież dzieci to tylko niewinne i bezbronne potencjalne ofiary przemocy ze strony złej i stresującej szkoły.
- B. Z opinii kuratorium – nauczyciel nie ma predyspozycji do pracy w szkole. Do pracy w tej szkole to ja też nie mam predyspozycji. Mam za sobą 21 lat pracy. Facet, do którego strzelali bandyci i go zabili nie miał widocznie predyspozycji do życia….
Trudno mnie posądzać o sympatie endeckie. Tym niemniej twierdzę z całą stanowczością, ale i żalem, przechodzącym w zawód, że ostatnim ministrem edukacji, który postanowił naprawić system wychowawczy szkoły był Roman Giertych. To z jego inicjatywy najniższa ocena zachowania mogła być podstawą niepromowania, to wówczas nauczycielowi przyznano ochronę w postaci statusu funcjonariusza publicznego. Urządzono wychowawcze przeglądy szkół, zapowiedziano wzmocnienie ośrodków wychowawczych i resocjalizacyjnych dla młodocianych bandytów. Niestety, wszystkie te pozytywne zdarzenia odeszły ze szkoły wraz z ministrem. Efekt? Wystarczy się rozejrzeć, wokół siebie, blisko…..