Moje dożynki

Choć Milicz zdominowały Dni Karpia, a przede wszystkim jego centralne obchody, organizowane po raz drugi na “lotnisku”, jesteśmy w centrum uroczystości dożynkowych. Wiejskich, gminnych, wojewódzkich. Piękne obrzędy z chlebem, zbożem, płodami rolnymi w centrum uwagi. Jako człowiekowi z konserwatywnymi poglądami, podoba mi się kultywowanie tej, chwilami zapomnianej, tradycji oraz jej duchowy wymiar. Bo podziękowanie za plony, raz obfite bardziej, raz mniej, kierowane jest zawsze w stronę Boga. W ubiegłym roku miałem okazję się przekonać, że nie jest to typowo polska tradycja, gdyż zwyczaj dożynek (erntedankfest) kultywowany jest bardzo mocno choćby w nieodległej niemieckiej Saksonii. Tak na marginesie – nadburmistrz Wurzen jest obecnie naszym gościem na Swięcie Karpia.

Ja też mam swoje małe dożynki. Uprawiane przez 4 miesiące grządki oraz tunel foliowy dały znakomite efekty. Przede wszystkim własne pomidory, ogórki, dla których to był bardzo dobry rok, jak zawsze cukinie i buraki ćwikłowe. Po raz pierwszy uprawiałem czosnek (tylko nie wiem, co z nim dalej robić – sadzić na zimę, czekać do wiosny???), a także …szparagi. Na te ostatnie trzeba będzie jeszcze poczekać, bo ich “owocowanie” jest dość odległą perspektywą. Ale rosną i to jest najważniejsze 🙂

Porażką znów okazał się koper i zioła wysiewane do gruntu – ani widu, ani słychu. Jak zwykle, do wyrzucenia są pomidory uprawiane pod chmurką, średnio plonowała cebula. Ale najbardziej dumny jestem z samego tunelu, który z trudem, ale udało mi się zbudować. Nie bez klopotów, ale jednak. Nie przewidziałem, że krzaki pomidorów są tak duże i stanowią tak znaczne obciążenie dla całej konstrukcji. Sznurki pękają jak nici…. No i system nawadniania. Do przyszłego roku muszę to rozwiązać, także z opcją “wyłapywania” deszczu. Człowiek ponoć uczy się na błędach. Ja też, ale paru uniknąłem dzięki nieocenionym konsultacjom choćby z Krzysiem Salatą, Zbyszkiem Potyrałą czy moim sąsiadami. W ten sposób, te moje dożynki są też Waszym udziałem. Serdecznie pozdrawiam. Pozdrowienia kieruję też do pana Ferdynada, przyjaciela z Trzebnicy 🙂