Przemawiając 3 Maja na milickim rynku, wspomniałem, że dzisiaj polskim atutem, taką nową konstytucją 3 maja 2013 roku, jest młodzież, a nawet dzieci. Uciekając od zbyt łatwych, a nawet nachalnych porównań i analogii z okresem I Rzeczpospolitej (kto dziś reformatorem, kto targowicą), starając się obniżyć poziom patosu, wysilając umysł i wyobraźnię, nie widzę dziś w Polsce ani Polakach jakiegokolwiek potencjału, którym można by w najbliższej przyszłości organizować życie w Europie. Ani postęp w nauce, ani innowacyjność i zasobność nie dają podstaw do optymizmu. Kraj, w którym nagrody Nobla otrzymują li tylko poeci i konspiratorzy, a corocznie błędy na maturze popełniają autorzy pytań, nie ma szans na Dolinę Krzemową ani nawet dawny COP. Nie jest naszą siłą wewnętrzna integracja i zwartość, bo dzielimy się nie tylko poglądami na spadające samoloty, dozwoloną ilość helu w atmosferze, ale też na przyznanie bądź nie częstotliwości jednej z wielu telewizyjnych stacji. W normalnym, cywilizowanym kraju nie zajmuje się tym nawet pies z kulawą nogą, bo podstawą rozstrzygnięcia jest prawo. Spełnia – dobrze, nie spełnia – do widzenia. Bez względu na to czy dotyczy to magnata medialnego w garniturze czy habicie. Nie napawa optymizmem, łagodnie mówiąc, nasza pozycja na futbolowej mapie świata… Kraj, który ma ponad 35 mln mieszkańców, tysiące boisk, kilkanaście arcypięknych stadionów, genialnego piłkarza na czele związku i genialnego piłkarza na czele europejskich rankingów (nikt nigdy nie strzelił w półfinale LM czterech bramek) zajmuje miejsce w rankingu za Albanią, Mali, Gwineą, Jamajką, Zambią, Costa Rica, Haiti (!). Wydawać by się mogło, że lepiej nam musi iść w bardziej lekkich formach aktywności, na przykład graniu, śpiewaniu. A gdzież tam… Ostatnio nie było kogo wystawić w festiwalu Eurowizji, więc Polska dwukrotnie zrezygnowała z udziału w tym europejskim pokazie pop artu. Nie mamy dokonań muzycznych, zespołów, choćby na miarę Perfectu, Maanamu, Republiki, Czerwono – Czarnych, Budki Suflera, wokalistów takich jak wielkie damy polskiej sceny (Jantar, German, Sośnicka, Santor, Demarczyk) czy dżentelmeni jak Niemen, Mec, Szczepanik, Wodecki, Zaucha. Króluje wtórność, powtórki i chłam w postaci “X-idoli, voice factorów” i innych popłuczyn lekkich, łatwych i kolorowo kiczowatych.
Co jest więc dla nas nadzieją? Szansą? Bez wątpienia młodzież, która z ław szkolnych stopniowo przenosi się do sal akademickich. To musi być priorytet polityki społecznej najbliższych lat, to musi być imperatyw dla rządzących najważniejszy. Dlatego z taką radością przyjąłem decyzję premiera o wydłużeniu urlopów macierzyńskich od 1 stycznia tego roku. Dlatego tak ciepło witam wszystkie decyzje mające na celu odtworzenie sieci przedszkoli a także żłobków. Dlatego tak bardzo podobają mi się przepisy, które zachęcają, a prawie zmuszają pracodawcę, do przyjęcia z powrotem do pracy matki wracającej z urlopu macierzyńskiego bądź wychowawczego. Mam szczęście oglądać taką mamę z bliska i widzę, jak ważny jest ten kontakt z dzieciątkiem, który powinien trwać jak najdłużej. Jak niezwykle ważne jest komfortowe poczucie, że powrót do pracy jest pewny i gwarantowany.
Nie będziemy Doliną Krzemową, a najwyżej Baryczy, więc także tu, w tym mikrospołeczeństwie, trzeba się skupić na inwestowaniu w przyszłość, czyli w młode pokolenie. Po pierwsze edukacja – na wysokim poziomie merytorycznym, a także organizacyjnym, logistycznym. Mamy jedną z najwyższych zdawalności egzaminu maturalnego i zawodowego w województwie i ten trend trzeba utrzymać a nawet poprawiać. Nowe klasy, nowe kierunki kształcenia, wszechstronna oferta oparta o zapotrzebowanie rynku pracy. W tym kontekście cieszy mnie nowy zawód utworzony na Trzebnickiej, cieszy mnie też perspektywa dwujęzycznego gimnazjum w tej szkole. W przyszłości hala sportowa powinna dać tej szkole wszystko, co potrzebne do normalnego, nowoczesnego funkcjonowania. Bo właśnie funkcjonowanie szkół, czyli ich istnienie, jest dzisiaj jednym z ważniejszych wyzwań cywilizacyjnych. Szkoły powinny istnieć, więc nie ma dziś i długo jeszcze nie będzie uzasadnienia rzeczowego i etycznego do ich likwidacji. Małe, duże, podstawowe, średnie. Na wsi i w miastach. Choć aspekt kulturowy i wspólnotowy na wsi ma szczególne znaczenie. Dlatego likwidacja małej, szkoły wiejskiej jest z reguły ostatnim etapem degradacji tej miejscowości. Nie wolno do tego dopuścić w imię fałszywej poprawy bytu, w imię oszczędności. Tak jak nie jest odpowiednim miejscem czynienia oszczędności obszar opieki żłobkowo – przedszkolnej. Może nie wystarczać na chodniki, pasaże, akwaparki, ale muszą się znaleźć pieniądze na opiekę nad dzieckiem. Tak zaniechaną i niedocenianą przez ostatnie dwadzieścia lat. Buduje mnie to, że wszystkie większe inwestycje powiatowe nierozerwalnie związane są z edukacją, dedykowane młodzieży. To przede wszystkim generalne remonty szkół, orliki, lodowisko, hala sportowa, Centrum Edukacji Ekologicznej, a także ścieżka rowerowa czy zalew w Miliczu. Dają one warunki do podnoszenia poziomu nauczania, dają też możliwości zdrowego i taniego wypoczynku, aktywności fizycznej. Cieszą się na to tegoroczne lato, bo po raz pierwszy daliśmy miliczanom możliwość darmowego plażowania i wypoczynku nad wodą w mieście. A po kończącej się majówce widać, że zapotrzebowanie na tego typu rozrywkę i rekreację jest ogromne. Pogoda nie była rewelacyjna, a zalew odwiedziły tłumy ludzi. Majówka się udała 🙂
Tylko czy aby na pewno “majówka”? Taki dylemat powstał po błyskotliwym, jak zwykle, spiczu księdza dobrodzieja, który ofukiwał wiernych, że majówka to słowo zarezerwowane dla majowego obrządku kościelnego, a nie dla jakichś imprez przy zalewie. Sprawdziłem, bo przecież moja głowa nie tak mocna jak księdza dobrodzieja. “Majówka” to wiosenna wycieczka, wypad za miasto, piknik. Natomiast w kościele i pod figurami to przede wszystkim nabożeństwo majowe, w skrócie także zwane “majówką”. To ksiądz powinien wiedzieć. Tylko czy to cokolwiek zmienia i wzajemnie się wyklucza – rozrywka, profanum z nabożeństwem, sacrum? Czy te dwa światy trzeba antagonizować i przeciwstawiać sobie? Odstręczać i zniechęcać? Zdecydowanie nie. Chyba, że z perspektywy prezbiterium ciągle jeszcze nie widać coraz więcej pustych miejsc w nawie głównej…. Ale to nie ma wiele wspólnego z Nową Ewangelizacją ogłoszoną przez Jana Pawła II. Tylko czy ktoś jeszcze się tym przejmuje??