Pan Tadeusz

O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,/Żeby te księgi trafiły pod strzechy.

Choć nie miałem nigdy takiego zamiaru, ku mojemu zdumieniu, te nieporadne wpisy materializują marzenie wieszcza Mickiewicza trafiając symbolicznie pod strzechy, czyli w miejsca nieprzewidziane, do czytelników cokolwiek wyjątkowych. Do takich zaliczam mojego uroczego, wiele starszego kolegę, nomen omen Tadeusza, który z tego powodu wystosował do mnie dwa listy, obydwa napisane na maszynie, bogato ilustrowane inkrustacjami i ornamentami słownymi, retorycznymi jak i wykrzyknikami, grafikami itp. Specjalnego uroku dodają mu finezyjne i kolorowe zakreślenia w tekście, który okazuje się być cytowanym fragmentem mojego bloga! Sympatyczne toto choćby dlatego, że zdradza duży ładunek emocjonalny, ale też, w dobie przekazu elektronicznego, przypomina nieco anachroniczną, ale sentymentalną formę komunikowania się ludzi, utrzymuje przy życiu epistolografię, odwieczny i niezwykle stary gatunek literacki. Dawno nie dostałem żadnego listu, aż tu przychodzą dwa naraz. O kurcze, ale mam farta, pomyślałem sobie otwierając kopertę. W tej chwili przypomniałem sobie, kiedy i od kogo otrzymałem ostatni list…. O kurcze – to też było od Tadeusza, też bardzo emocjonalne. Wtedy, gdy ukazała się pierwsza książkowa historia milickiej “Solidarności”, z której, mój kolega, mówiąc oględnie, nie był zadowolony. Oho – mamy ciąg dalszy, prorokowałem. I jakże się nie myliłem!

Najpierw mój blog. Tadeusz bardzo przeżywa mój wpis z 5 czerwca br., szczególnie ten, w którym oburza mnie angażowanie autorytetu Kościoła w bieżącą politykę, mieszaniem sacrum z profanum. Tadeusz nie zarzuca mi kłamstwa, mijania się z prawdą, ale mimo to, oczekuje ode mnie przeproszenia, wymienionego z imienia i nazwiska księdza. Skąd Tadeusz wie, który ksiądz miesza sacrum i profanum, który zamienia ambonę w słup ogłoszeniowy? To jest już jego słodką tajemnicą. Ja nikogo imiennie w moim blogu nie wskazywałem. A przeproszę chętnie zawsze wtedy, gdy się pomylę albo minę z prawdą. Tutaj tego typu okoliczności, niestety, nie zachodzą.

Po wtóre odznaczenie. Wiedziałem, że medal nadany mi przez Prezydenta RP brązowy krzyż zasługi może być przedmiotem polemiki i nie mam nic przeciwko temu. Zastanawiam się jedynie, drogi Tadeuszu, dlaczego przy tej okazji deprecjonujesz pozostałych laureatów tych odznaczeń? Mało tego, ironicznie “gratulujesz mi doborowego towarzystwa”. Nie mam nic przeciwko temu towarzystwu, muszę powiedzieć, że nawet mnie ono nobilituje – dawnych, a także teraźniejszych działaczy społecznych, w tym działaczy “Solidarności” z 1980, 1989 roku. Lubię ich i cenię, co mam nadzieję widać w kultywowaniu pamięci i historii prowadzących do naszej niepodległości. Do tego grona zaliczam też Ciebie, drogi Tadeuszu. Niestety, wniosek o medal dla Ciebie, złożony przez milicką “Solidarność” w 2010 roku (osobiście go widziałem na własne oczy), z jakiegoś powodu nie przeszedł pozytywnej weryfikacji i dlatego, jak rozumiem, nie wziąłeś udziału w uroczystości 5 lipca w sali kolumnowej Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. Choć klimat takiej uroczystości dobrze chyba pamiętasz, bo przecież otrzymałeś w latach 80. ważny medal PRL-u….Mimo że, jak twierdzisz, nie po to walczyłeś z komuną (PZPR), by teraz kolaborować z liberałami PO. Rozumiem, że w tej walce przyjąłeś strategię Wallenroda, bo przecież należałeś do tej partii, z którą tak dzielnie i zapalczywie równocześnie walczyłeś. W tej strategii nie byłeś zresztą osamotniony, bo w PZPR, obok Ciebie, znalazła się czołówka milickiego PiS-u. O czym pewnie napiszemy z Tomkiem w następnej książce, po której znowu będę czekał na Twój list, drogi Tadeuszu.

Tymczasem – szczerze pozdrawiam,

liberał z PO, bez PZPR – owskiej i bez ZSMP – owskiej przeszłości.