Wszystko podporządkowaliśmy szpitalowi – budżet, prace zarządu, rady, własne urlopy i plany osobiste. Co gorsza – nie ma żadnej pewności, że to się uda do 20 sierpnia. Że tzw. plan B zafunkcjonuje w naszym powiecie w tym roku. Cały ten plan to wielka prowizorka, a o stosunku rządu do tego projektu najlepiej świadczy wygląd strony internetowej, która promowała pomysł – jest pusta…
Trudno więc mówić o sezonie ogórkowym, choć te na razie (odpukać) dopisują w tym roku znakomicie. I równie dobrze smakują.
Dzisiejsza sesja to jedna z wielu formalności na drodze do normalności, to jeden tylko z elementów wielopłaszczyznowej układanki, na którą składają się decyzje administracyjne, finansowe, prawne, formalne, pracownicze itp. W tym kontekście narzekania na zabieranie czasu urlopowego, krótkie terminy zwoływania sesji, brzmią tyleż żałośnie co i ignorancko. Przy okazji znów okazało się, że najważniejsza sprawa dla powiatu, nie jest w stanie zjednoczyć racji ponad podziałami politycznymi. Radnych głosujących „przeciw“ reformie szpitalnej rozumiałbym, gdyby przedstawili choć zarys swojej koncepcji, choćby mgławicowy własny projekt, niechby chociaż myśl. Nie. To oczekiwanie okazuje się być ponad miarę. Nic takiego nie ma miejsca. I raczej nie będzie mieć. Najważniejsze, żeby nikt nie przeszkadzał w urlopie, bo w tym czasie mało kto myśli o szpitalu. Okliczności urlopowe bynajmniej do tego nie skłaniają. Ale każdy urlop kiedyś się kończy, tak jak i każdy zdrowy kiedyś zachoruje.