Pooddychałem wczoraj prawdziwą siatkówką. Taka normalną, prowincjonalną, nienapuszoną. Żeby tego doznać musiałem przejechać 90 km do Oławy. Do dobrze znanej hali, w której w 1996 roku, wraz z moimi chłopakami – Groszkiem (Przemkiem Grochowickim0, Gibą (Arturem Rybickim), Gebą (Arturem Janusem), Krychą (Krystianem Szymczakiem), Ryżym (Krzyśkiem Kudłą), Mario (Markiem Haftarczykiem) i Siwym (Arturem Nakoniecznym), po raz pierwszy dołączyliśmy do elity dolnośląskiej siatkówki, pokonując utytułowaną i pewną siebie Olavię 2:1 i uzyskując tytuł mistrza województwa wrocławskiego. Ależ to była radość! Jaki to był amok! Potem przez lata ci chłopcy stanowili podpory różnych drużyn. W sobotę w tej hali spotkałem znowu moich chłopaków – Siwego i Jajo w barwach Olavii, a także Karpia (Lukasza Karpiewskiego) i Michała Tomiałowicza w barwach Victorii Wałbrzych. Byłem w Oławie na zaproszenie Staszka Pławskiego. To jest dopiero człowiek instytucja! Prezes, trener, sędzia, kierownik drużyny, konferansjer, menadżer, itp, itd. Niesamowity gość…. Serdecznie się przywitaliśmy, ale dłuższa rozmowa musi poczekać na inną okazję. W sobotę okazji nie było, bo prywatnie obchodziłem w tym dniu 28 rocznicę ślubu. A jak! A co… W nagrodę, zwaną prezentem, dostaliśmy od dzieci i zięcia bilety na pożegnalny koncert Vaya con dios we Wrocławiu!!! Więc, mojej kochanej żonie, kobiecie mojego życia, dedykuję dziś majestatyczny, liryczny i trochę ekstatyczny utwór “What’s a woman”.
<iframe width=”640″ height=”360″ src=”//www.youtube.com/embed/zNRvI_PXWHg?feature=player_detailpage” frameborder=”0″ allowfullscreen></iframe>