Dwóch księży zawładnęło moją wyobraźnią w tym miesiącu. Najpierw abdykacja Benedykta XVI, po niezbyt długim, ale trudnym i pełnym wyzwań pontyfikacie, potem wizyta w Miliczu księdza Isakowicza – Zaleskiego, wytrwałego i niezłomnego badacza dziejów zapomnianych i wstydliwie przemilczanych. Papież Benedykt XVI miał niełatwą rolę zjednania sobie Polaków po wielbionym i czczonym przez nas Janie Pawle II. Rolę trudną biorąc pod uwagę ciągle przecież żywe resentymenty narodowościowe. O jednym Polaku mogę mówić z przekonaniem i pewnością – o sobie. Moją sympatię wzbudziła wielka delikatność oraz subtelność tego pontyfikatu, delikatny uśmiech intelektualisty i erudyty, pozbawionego przecież charyzmy trybuna ludowego. Właśnie ten intelektualny wymiar pontyfikatu przemawiał do mnie najbardziej. I nie ma dla mnie znaczenia czy muzułmanie obrazili się po kazaniu w Ratyzbonie czy nie (jeszcze tego brakuje, żeby papież umizgiwał się do islamistów!), czy Benedykt XVI podobał się libertynom czy nie, czy spełnił oczekiwania gejów i wszystkich mniejszości seksualnych czy nie. Mało tego, cieszę się z tych niespełnionych, bo chorych oczekiwań. Sprawa kurii rzymskiej, intrygi ludzkie czy haniebne słabości nie decydują o tym, jakim papieżem był Benedykt. A był wiernym i konsekwentnym kontynuatorem apostolstwa świętego Piotra. I tyle. Aż tyle.
Pedofilia w kościele. Problem, który pojawia się jak odzew na hasło. Kościół – pedofilia, ksiądz – pedofil. Google już na trzeciej pozycji wyrzuca księży po wpisaniu “pedofilii” w wyszukiwarkę. Tak jakby to był problem jednej grupy, jednego środowiska, co sugeruje choćby ohydna okładka ostatniego “Newsweeka”. Jakżeż niepoprawna politycznie była wypowiedź biskupa Pieronka, który zaproszony na rozmowę o pontyfikacie Benedykta XVI musiał się zmierzyć (a jakże!) z pedofilią w kościele.
Monika Olejnik w “Kropce nad i” przypomniała, że cierpienia ofiar pedofilów papież Benedykt XVI porównywał do cierpień chrześcijańskich męczenników.
Zjawisko pedofilii w Kościele jest marginesem – odparł biskup Tadeusz Pieronek.
Nie jest marginesem, w Stanach Zjednoczonych… – oponowała dziennikarka.
W Stanach Zjednoczonych jest 200 milionów ludzi – stwierdził duchowny.
A w Holandii, w innych krajach. No księże biskupie… – nie zgodziła się z nim Olejnik.
[…] Papież zmagał się z ważniejszymi problemami niż pedofilia. Dbał o to, żeby ludzie żyli zgodnie z przykazaniami Bożymi. To jest o wiele ważniejsze zadanie niż ukrócenie sprawy pedofilskiej, która była na świecie, jest i będzie. Żadna siła nie powstrzyma człowieka od tego, żeby korzystać z pewnych możliwości, jakie daje człowiekowi wolna wola i do czego go pchają namiętności. Przepraszam bardzo, świata nie zmienimy.
Cytuję za www.dziennik.pl
Co to się działo! Jakżeż obruszyli się wszyscy dyżurni komentatorzy, w tym pani Olejnik znana z tego, że średnio przykłada się do swoich rozmów, a nieprzygotowanie pokrywa retoryczną watą typu – naprawdę panie pośle…. no księże biskupie… Zatrzęsła się ziemia. Dlaczego? Bo biskup powiedział oczywistą prawdę. Pedofilia w kościele jest marginesem a nie istotą. Jest wstydliwym i haniebnym, ale jednak marginesem. Tak jak w dziennikarstwie – przykład Jimmy’ego Savila – obleśnego zboczeńca i dewianta, gwiazdy BBC, tak jak wśród policji, sędziów, aktorów, lekarzy, nauczycieli, tancerzy, pisarzy, psychologów, piosenkarzy, rolników, itp. Ale czy ktoś przepraszał w ich imieniu? Ktoś się kajał, posypywał głowę popiołem? Nie przypominam sobie. A papież to zrobił wielokrotnie. I pewnie jeszcze nieraz przeprosi. Taka właśnie jest różnica. Dlatego z żalem żegnam Benedykta XVI.
Z żalem żegnałem także gościa z Krakowa, księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego. Bo potrafi, mówiąc prostym językiem, dotrzeć do tłumów z przesłaniem prawdy – niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie. I stosuje to w życiu prawdę stawiając ponad wszystko, nawet jeśli jest ona trudna i niewygodna dla rządzących państwem jak i dla rządzących polskim kościołem. Nie mają znaczenia barwy polityczne, choć nie robi żadnej tajemnicy ze swoich propisowskich sympatii, to potrafił być bardzo krytycznym i bezwzględnym recenzentem polityki zagranicznej prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który z pojednania (mimo wszystko i za wszelką cenę) z Ukrainą uczynił główny imperatyw swojej dyplomacji. Tak jak bezwzględny jest wobec biskupów ukrywających prawdę o przeszłości, ale też teraźniejszości wstydliwych spraw kościoła w Polsce. Płaci za to wysoką cenę, przychodzi mu znosić najrozmaitsze despekty, ale wierny prawdzie wysoko podnosi głowę i może dzięki temu na spotkanie z nim przychodzą tłumy, z tendencją wzrostową. Ilu księży może się tym pochwalić? Może dlatego nie jest ulubieńcem salonów? Tak jak Benedykt XVI.