Pan Starosta suponuje, jakoby „pewne kręgi mist…” ( nie, chyba jednak filozofów ) posiadały rozum. Jużci, że mnie się z tą tezą wadzić nie wypada, może zatem poniższa przypowieść nieco rozjaśni ten przyciemniony obraz.
Panie Boże , tam oto siedzi człowiek, opuszczony przez wszystkich, lament czyni, mówi, że jest mędrcem, szuka jakiegoś kamienia, którego nikt dotąd nie znalazł – i złorzeczy dziełu, któreś uczynił. Czemuś mu, o Panie, z rozumu odjął ?
Niczegom mu nie odejmował – rzecze Pan – albowiem wprzódy mu go nie dawałem.
Antyfilozof
Ten komentarz zamieszczony został pod wiadomym wpisem. Ale, że posiada wartość szczególną, bo literacką, zamieszczam go ekstra, na stronie głównej. Bardzo mi bowiem przypadł do gustu. A co. ja tu rządzę 🙂
Uff…to był ciężki tydzień. Choć wszystko osłodził mi zwycięski remis z Anglikami. Szczególnie, że chodzi o Anglików. Jak zawsze butnych, zadufanych, chamskich. O czym świadczy niezgoda na zwyczajową wymianę koszulek po meczu, o czym donosi jeden z tabloidów. Jeśli to prawda, Polacy powinni w ramach prezentu wręczyć im mydło na początek meczu rewanżowego. Grali nędzę, tak zwane ogórki, a po meczu rżnęli gwiazdorów. Chciałoby się ostrożnie powiedzieć, że wreszcie mamy drużynę, jeszcze bez skutecznego ataku (mieliśmy ze cztery “setki”!) z błędami podczas stałych fragmentów gry, ze słabą lewą obroną, ale jednak coś chyba się kroi 🙂 Moim odkryciem był Grzegorz Krychowiak, piłkarz francuskiego Stade Reims. Skuteczny, dokładny i bardzo pracowity. Harował w środku pola aż miło było patrzeć. Przyznaję dziś ze skruchą – trochę wyrzekałem na powołanie Fornalika na trenera reprezentacji, ale dziś widzę, że chyba popełniłem błąd. Bo były trener Ruchu Chorzów to nie gwiazda mediów, celebryta i showman, ale człowiek systematycznej pracy.
“Showmanów” nie trawię. Bo szybko zakochują się w sobie. Jak choćby niejaki Rafał Dutkiewicz. Wizażyści i wizerunkowcy poświęcają masę czasu na odpowiednią kreację swojego klienta, który być może w ten sposób przechodzi kryzys wieku średniego – a to w kapeluszu, a to w kasku, z brodą, bez, w kufajce, na patyku, słowem – kolorowe jarmarki. Niespełniony politycznie, a ciągle mocno w sobie zakochany, szuka substytutów aktywności społecznej. A to zakłada partię, a to klub, a to stowarzyszenie, dzięki któremu chciał nawet podbierać pieniądze instytucjom działającym utylitarnie i społecznie. To już mistrzostwo świata! Założyć parapolityczną organizację i zbierać pieniądze z “jednego procenta”, które ludzie z reguły przeznaczają na przypadki medyczne czy potrzeby niepełnosprawnych. To swoisty antyjanosik, który mam nadzieję doczeka się wyróżnienia w postaci jakiegoś antynobla, spleśniałej maliny albo padniętego kruka…. Swojego odpowiednika tylko w znacznie gorszym wydaniu (jaki kraj taki sobowtór) ma Rafał na Ziemi Milickiej. [Teraz Darek, zgodnie z obietnicą, będzie o Tobie!] Na pewno dorównuje mu bufonadą i zakochaniem w sobie, ale też znacznie przewyższa agresją, zapiekłością nie mówiąc o języku. Dutkiewiczowi nie przeszłaby chyba przez gardło słynna mądrość Darkowa, co to odbyt mu kształtuje świadomość. Aż takiego spsienia języka wrocławski humanista nie zdzierżyłby. To jest poziom krośnickiego politruka, a nie wrocławskiego światowca. A my mamy to, co mamy…. Gorsze wydanie narcyza.
To między innymi, wskutek mocarstwowych i pseudomagnackich zapędów prezydenta Wrocławia, który zamierza skasować prowincję i zlikwidować powiaty ziemskie, tworząc na peryferiach jedynie sypialnię dla Wrocławia i cywilizacyjny skansen. Niestety taki pogląd, pompujący i faworyzujący polskie aglomeracje, kosztem Polski prowincjonalnej od czasu do czasu dochodzi do głosu w postaci szkodliwych rozstrzygnięć, czego przykładem jest rozporządzenie ministra sprawiedliwości o likwidacji 79 sądów rejonowych, w tym także milickiego. Co ciekawe, decyzję podjął minister, o którym opinia, zakochania w sobie, jest dość powszechna. Trzeba było posłuchać Jarosławie głosów z 10 powiatów, które padały na spotkaniu w Miliczu 19 października, w sali I LO. O kuriozalnym rozstrzygnięciu wobec trzech miast Wołowa, Rawicza i Strzelina, gdzie od lat funkcjonują zakłady karne! O bezsensie ekonomicznym, organizacyjnym, społecznym. Trzeba było posłuchać prezesów sądów, którzy wskazują, że sędziowie mogą natychmiast przejść w stan spoczynku nie tracąc dzisiejszych uposażeń! O prawdopodobnej niezgodności z konstytucją, o drenażu elit, o tworzeniu “sędziów II kategorii, o oddalaniu mieszkańców prowincji od wymiaru sprawiedliwości, o centralizacji usług publicznych, itd, itd….. Muszę przyznać, że trochę zaznajomiony z problemem, byłem zdumiony ilością argumentów, których wcześniej nie znałem. Których dostarczyli burmistrzowie, starostowie i sędziowie z Krotoszyna, Rawicza, Ostrzeszowa, Jawora, Lwówka, Wołowa, Strzelina, Kamiennej Góry, Milicza, Złotoryi. Zbudowali mnie także swoją determinacją, stanowczością i zdecydowaniem. Będziemy jeszcze w tej sprawie działać, nawet poprzez protest. Nie przeszkodzą nam w tym ani partyjne zakazy (których nie ma), ani pseudomagnaci budujący Polskę wielkomiejską, ani sfrustrowani mali pisarczykowie, publikujący bełkotliwe stanowiska, [wybierz właściwe, resztę skreśl – listy, gorzkie żale, memoranda, moratoria, oracje], z którymi nie będzie żadnej polemiki. Bo po pierwsze – nie warto tracić czasu, po drugie – nie ma z czym.
Powrót z Ukrainy nie był ani prosty, ani łatwy. I nie chodzi tylko o małą awarię, ale o traktowanie ludzi na granicy państwowej. Arogancja, kompletny brak tempa w pracy, obojętność i lekceważenie, to nie jedynie charakterystyka służb ukraińskich, ale także naszych. Jedni warci drugich. Żenada i poruta. Całe szczęście, że wywoziliśmy stamtąd niezmiennie pozytywne wrażenia i odczucia. Przede wszystkim dzięki kontaktowi z Polakami, płynnie mówiącym w ojczystym języku. Dla większości z nich kompletnie nieistotny jest konflikt Janukowycz – Tymoszenko. Dla nich i jedni i drudzy to złodzieje. Z tym, że ci bardziej ukraińscy niż rosyjscy, dodatkowo mają tendencję do gloryfikowania bandytów w rodzaju Stiepana Bandery czy Tarasa Bulby. A to, dla żyjących tam Polaków, nie było i nigdy nie będzie możliwe do zaakceptowania. Czemu się zresztą w ogóle nie dziwię. Rzeź wołyńska, ale też małopolska czy tarnopolska nie miały swoich odpowiedników nawet w okrutnym czasie sowieckiego i nazistowskiego totalitaryzmu.
W rozmowach z lokalnymi władzami, środowiskami opiniotwórczymi, zwracaliśmy uwagę na jedyną szansę Ukrainy, jaką jest akcesja do UE. Bez tych pieniędzy i tego rynku, kraj nie doścignie już nigdy europejskiego rozwoju cywilizacyjnego. Nie wybuduje autostrad ani nawet przyzwoitych dróg, wodociągów czy kanalizacji. W ramach tych wspólnotowych wprawek, zdeklarowaliśmy z Robertem Adachem chęć przyjęcia na 2-3 tygodniowy staż urzędnika gminnego, który rozejrzy się w specyfice unijnych funduszy, projektów, dokumentacji. Który przebrnie pierwszą barierę w sięganiu po środki przedakcesyjne. Zamierzamy także zrobić coś w celu zadbania o cmentarz żołnierzy polskich z wojny polsko – sowieckiej. Co ciekawe, cmentarz się zachował i sowieci nie zniszczyli go w ciągu 45 lat, choć tropili i niszczyli znacznie bardziej neutralne ślady przeszłości.
Być pomostem dla Ukrainy w drodze do środkowo i zachodnioeuropejskiej cywilizacji to zadanie i ambitne i zaszczytne, choć w materii pośredniczenia nabyliśmy w ostatnich latach niemałego doświadczenia. Wystarczy wspomnieć 9 edycji MIRIAM czy obecny wolontariat. Ech….wolontariat. To ciekawa i barwna ekipa – Ukrainka Viktoria, Hiszpanka Ana Maria i Włoch Fabio. Na tyle barwna, że całkowicie zdominowała okolicznościowe spotkanie pracowników starostwa. Znakomicie się bawiąc, tańcząc i śpiewając. A przed nami ciągle jeszcze obiecany pokaz flamenco:)
Dzisiaj jest 14 października. Dzień nauczyciela, ale także wszystkich pracowników oświaty. Boże, jak brakuje mi tych spotkań i imprez. Zawsze radosnych, roztańczonych, bez względu na ilość facetów na sali:) A potem tych wrażeń, opowieści…..ploteczek. Jakże bardzo Wam kibicuję, żeby godnie przejść te wszelkie kłopoty i problemy, które miną i przejdą. Bądźcie tego pewni:)
Reprezentując dwa powiaty, podjęliśmy długą drogę na dawne kresy, aby wziąć udział w poświęceniu kościoła w Rokitnie, na Ukrainie w obwodzie równieńskim. To nie tylko pozytywna odpowiedź na przysłane zaproszenie, ale także podróż sentymentalna, albo, kto wie, bolesna. Jedziemy w tereny dotknięte niezwykle tragiczną skalą prześladowań ukraińskich band Tarasa Bulby i Stepana Bandery od maja 1943 roku. Wcześniej ciężko doświadczonych przez realia sowieckiej okupacji. W efekcie większość tych miejscowości już nie istnieje, spalone doszczętnie, zrównane z ziemią, zielonym lasem niepamięci pokryły ślady sioła, futorów, zagród i grobów. A także wspomnień – strasznych, krwawych i ognistych. Pamiętam jak mój św. pamięci dziadek, z charakterystycznym kresowym zaśpiewem, z grozą w głosie, wypowiadał straszne i przeklęte słowo – “banderoucy”… Słychać w tym było i nienawiść i strach, mimo że upłynęło 40 lat od tamtych nieludzkich czasów. Dla takich ludzi każdego typu pojednanie bez ekspiacji, bez zadośćuczynienia, jest funta kłaków warte i nie ma znaczenia czy to Kaczyński z Juszczenką, czy Komorowski z Janukowyczem. Fikcja.
A dla nas, dla mnie? Sam nie wiem. Płynie we mnie krew wołyńska, więc prawie odczuwam tamten strach i grozę, ale chciałbym jednocześnie mieć udział w jakimkolwiek zbliżeniu z dawnymi terytoriami polskimi. Powiat sarneński, do którego jedziemy, był ostatnim przyczółkiem w II RP przed granicą z imperium sowieckim. Polskość tego terenu podkreśla heroiczna przeszłość stacjonującego tam pułku kawalerii, partyzantki antyniemieckiej, antyukraińskiej i antysowieckiej. To także intensywny rozwój gospodarczy w Rokitnie dzięki hucie szkła i napływowi myśli technicznej z Europy – przede wszystkim z Węgier i Niemiec. Heh… Dzisiaj to zrujnowany i spauperyzowany fragment Europy, w którym gdzieniegdzie przypominana jest prawdziwa historia dzięki takim uroczystościom, na które jedziemy:)
Zakończony wczoraj konwent powiatów województwa dolnośląskiego pokazał z jednej strony wyjątkowość i jednocześnie normalność naszego rodzimego powiatu. Parokrotnie tutaj zapadały ważne i kluczowe decyzje, tym razem dolnośląscy starostowie spotkali się w sprawie perspektyw finansowych szpitali powiatowych w 2013 roku oraz nowej, wielokrotnie tańszej, technologii utrzymania i remontów dróg, które dla wszystkich powiatów są prawdziwą zmorą. Co ciekawe, podobnie jak zamknięta opieka zdrowotna (szpitale), drogi są drugim problemem, z którym państwo nie radząc sobie, zrzuciło je na barki samorządu. I to samorządu najsłabszego, czyli powiatowego. Obciążenia szpitalem nie dotyczą na przykład powiatów grodzkich takich jak Wrocław, Legnica, Jelenia Góra czy teraz – Wałbrzych. Czy to jest normalne? Czy logiczne? Nie sądzę.
Konwent, czyli zebranie starostów, skupił się na przede wszystkim na problematyce szpitalnej. Tutaj reprezentacja prowadzących dyskusję była bardzo bogata – nasz prezes Maciej Biardzki, szefowie wojewódzkich oddziałów NFZ – wrocławskiego Violetta Niemiec, opolskiego Filip Nowak – rzecznik wrocławskiego PSK Sebastian Lorenc oraz były wicemarszałek ds. opieki zdrowotnej Marek Moszczyński. Liczyłem na merytoryczną i twardą dyskusją i nie zawiodłem się. Poczynając od wystąpienia prezesa MCM-u, który we właściwy sobie sposób, nie ściemniając, podał kilka prawd oczywistych, które, mimo swej oczywistości, nadal mają status prawd obrazoburczych, np:
kontrakty z NFZ-u nie będą wyższe, w najbliższych 2 latach na pewno, w dalszej przyszłości prawdopodobnie
generowanie nadwykonań pogłębia straty szpitala, pogarszając jego kondycję finansową
szpital powiatowy powinien opierać się na 4 podstawowych oddziałach, pozostałe mają rację bytu jedynie w przypadku “niedeficytowej” działalności
przyszłością są kierunki związane z wyzwaniami cywilizacyjno – społecznymi (rehabilitacje różnego typu, “długoterminówki”, opieka, terapia geriatryczna, itp)
każdy szpital ma nieujawnione rezerwy wynikające z organizacji, ceny mediów, energii, kosztów pracy, itp.
Lubię, jak się mówi prawdę prosto w oczy. Nawet jeśli jest ona trudna i nieprzyjemna. Tak też brzmiała wypowiedź Marka Moszczyńskiego, dla mnie prawdziwego, nieudawanego autorytetu w zarządzaniu opieką zdrowotną. – Nie każdy powiat musi mieć szpital. Nie w każdym szpitalu musi być tomograf, jeśli nie można tej diagnostyki zakontraktować w NFZ. Lokalne ambicje należy “przykroić” do możliwości i warunków prowadzenia działalności, dlatego nie należy tworzyć w Swidnicy “światowego centrum zdrowia”, a w sąsiednim Wałbrzychu nie starać się za wszelką cenę o przebicie ofert sąsiada. Tak brzmiał nieoceniony i szczery do bólu Marek Moszczyński, współtwórca koncepcji włączenia krośnickiego szpitala psychiatrycznego do szpitala milickiego.
O problemach szpitali powiatowych i swojego szpitala mówił Robert Adach, starosta trzebnicki zwracając uwagę na biurokratyczne i formalne przeszkody, aby niezasobny powiat mógł przekształcić ZOZ w spółkę prawa handlowego. W ten sposób trzebnicka placówka może zanotować na koniec 2012 roku stratę w wysokości 4 mln złotych. Piotr Wołowicz z Góry potwierdził jasno i zdecydowanie, że chcą jak najszybciej sprzedać swój szpital, takie nadzieje mają także inni starostowie, problemem może być jedynie brak kontrahentów.
Jak wyglądamy na tym tle? Chyba umiarkowanie obiecująco. Drugi miesiąc z rzędu notujemy lekki zysk i nie on jest najważniejszy, ale to, że wszystko na to wskazuje, zakończyliśmy okres generowania straty:) Przed nami czas umacniania i ugruntowywania tej tendencji, nigdy wcześniej w milickim szpitalu nieznanej….
Nie wiem, co zrobiło na moich kolegach większe wrażenie – odłowy na Stawie Słupickim czy przejazd ścieżką rowerową. Zaskoczenie na ścieżce wynikało z jej zasięgu, malowniczości, wykonania, ale przede wszystkim z tego, że jest to inwestycja powiatowa. Podobnie jak zalew przy ul. Wojska Polskiego. W żadnym powiecie dolnośląskim nie powstała na taką skalę infrastruktura turystyczno – rekreacyjna wybudowana właśnie przez powiat. Przy zalewie mieliśmy okazję obejrzeć fragment ul. Kolejowej wykonany “masą na zimno”. Wzbudziło to ogromne zainteresowanie i myślę, że firma kaliska miała przy okazji znakomitą reklamę i promocję. Poważnie myślimy o szerokim wykorzystaniu tej technologii w naprawach dróg powiatowych, nawet w oparciu o projekt “schetynówek”.
Problemy samorządów, a powiatowych przede wszystkim, rosną. Także w kwestiach rozstrzygnięć ustrojowych. We wtorek, 2 października br., będę miał okazję porozmawiać o tym z szefem SLD Leszkiem Millerem w Warszawie, który zaprosił 3 starostów na dyskusję o konieczności zmian w ustawodawstwie dotyczącym powiatów w Polsce. Byłem już gościem klubu parlamentarnego PSL w sprawie sądów, teraz porozmawiam z liderem SLD. Ciekawe, czy ktoś mnie kiedyś zaprosi do PO???