sięgaj gwiazd, nie dna

W kolejną rocznicę sierpniowego zrywu, złożę wiązankę kwiatów pod krzyżem “Solidarności”, czcząc te wydarzenie, bo dały nam wygraną, sukces i zwycięstwo. Jakże niewiele jest tych zwycięskich dat w naszej historii! Celebrujemy powstania, chwalebne zrywy, konspiracyjne dzieła, wybuchy wojen, a brakuje nam pozytywnego przesłania. Takiego jak powstanie wielkopolskie, śląskie czy solidarnościowa rewolucja, która doprowadziła do odzyskania niepodległości przez Polskę, ale także całą Europę wschodnią i środkową. Końcówka tego sierpnia jest zgoła odmienna od tego najsłynniejszego – deszczowa i wietrzna. Być może Opatrzność gniewa się na owoce zapoczątkowanych wówczas zmian? Na wyrodzenie demokracji ilustrowane wczorajszą debatą w sejmie, a być może także radą powiatu? Gdzie informacje na temat zasobu geodezyjnego, danych przestrzennych i prawa geodezyjnego wywołują odruch zmęczenia i gesty znudzenia, a ożywienie następuje w momencie propozycji kolejnej hucpy i teatru politycznego, oczywiście związanego z upadłym Dromilem. Upadłym dzięki decyzji politycznej, przegłosowanej rękoma tych, którzy dziś domagają się informacji o ….przyczynie upadku. Horrendum.

Jak się uchronić przed upadkiem na dno? Zrobić ruchome…. Wtedy zawsze jest szansa obniżenia.

kanikuła

Hmmm…. kanikuła. Niby nie jesteśmy krajem zamożnym, ani tym bardziej społeczeństwem, ale wakacje dają większości z nas twarde alibi, żeby coś zaniechać, zatrzymać, zwolnić. Sądy nie orzekają – urlopy, rady, sejmy, sejmiki nie obradują – wakacje, urzędy nie procedują większości spraw problemowych – kanikuła! Nawet piszący te słowa nie uniknął wakacyjnego rozleniwienia, co jednych wyraźnie ucieszyło, innych zaskoczyło, a niejaki Jacky wytknął mi to nawet w męskiej rozmowie pod biedronką… Męska rozmowa to oczywiście narracja dotycząca sportu i jeszcze jednego s…. My ograniczyliśmy się jedynie do sportu, bo okazji ku temu mamy ostatnio co niemiara. Euro zawodu, Euro rozczarowań i łez oraz wściekłości. Bo 40.milionowy kraj w centrum Europy nie może, nie ma prawa być gorszy od Estonii, Czech, Słowacji nie mówiąc o Holandii czy Belgii, symbolicznych kopalniach talentów piłkarskich. Nie ma na to zgody i być nie może. Mamy walkę, a więc rywalizację, wpisaną w DNA, uwielbiamy wygrywać nie tolerując przegranych. Kochamy to. Skoro tak, to dlaczego musimy przełykać te nieznośne i zawstydzające porażki, których w nadmiarze dostarczyło nam Euro, a jakby tego było mało – olimpiada w Londynie? W której dołożyli nam Kazachowie, Białorusini, Koreańczycy z północy….dramat. Dlaczego tak się dzieje? Co jest tego przyczyną? Zastanawiają się profesorowie w akademiach wychowania fizycznego, zastanawia się minister sportu. Moja diagnoza jest prosta – problemem jest szkoła i rola wf-u. W ilu szkołach wf traktuje się poważnie, na równi z matematyką, językiem polskim i angielskim? Ilu dyrektorów czyta i analizuje wyniki sportowej rywalizacji szkół? A ilu wyciąga z nich jakiekolwiek wnioski? Ilu jest w stanie stwierdzić, że wychowanie fizyczne, a więc zdrowotne, jest najważniejszym przedmiotem w szkole??? A popatrzmy na obiekty – sale, boiska, bieżnie. I nie chodzi mi tylko o Krośnice, gdzie przeraźliwie puste boiska są już przysłowiowe, ale o pozostałe szkoły. Ile z nich udostępnia swoje obiekty po południu, w weekendy, w wakacje? Sytuację trochę ratują orliki, ale tylko trochę. Część z nich przez wakacje była (o zgrozo!) zamknięta, część otwarta (właśnie sprawdzamy dzień po dniu nasze orliki przy I LO i na Trzebnickiej). Ale nawet w tych otwartych nie dało się zauważyć jakiegoś nadzwyczajnego życia – turniejów, meczów, rozgrywek, pucharów itp. Szukam w prasie ogłoszeń o lidze drużyn podwórkowych, o turniejach z okazji Euro, olimpiady, czegokolwiek – nic, cicho, głucho. Naprawianie polskiego sportu trzeba zacząć od szkoły, nadając wychowaniu fizycznemu należną mu rangę, co już dawno zrobili Amerykanie, Anglicy, Niemcy. I dzisiaj mają tego efekty. Jacky – zgadzasz się? Mam nadzieję, że tzw jesienne expose Donalda Tuska uwzględni także ten problem. Mimo natłoku mniej i bardziej komicznych afer. Pierwsza mnie wbiła w ziemię – syn premiera pracuje! Skandal. Na lotnisku, w redakcji, wszystko jedno gdzie. Ale pracuje! Czyli nieudacznik. Co – nie mógł go tatuś ustawić? Albo utrzymać? A ten – nie, pracuje. Coś musi mieć do ukrycia. Bo z takim nazwiskiem bez problemu zdobyłby każdy mandat w wyborach. Jak bracia Kaczyńscy czy dwie żony i mama Gosiewskiego. Ale Tusk to większy cwaniak, poszedł do roboty. Że niby taki pracowity… Podobnie jak syn ministra Kalemby. Pracuje taki 15 lat w poznańskiej agencji (Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa…) i myśli, że go nie zwolnią jak tatuś został ministrem. Won! Paszoł ty na bezrobocie, pracusiu jeden…..

Taśmy Serafina. Oooo, to grubsza sprawa… Pomijając to, że zawsze go miałem marnego karierowicza i komucha o mentalności SB-ka, co teraz znakomicie to udowodnił nagrywając kumpli i upubliczniając te nagrania. Taki warszawski Wołyniak…. Co z tych taśm wynika? Skandal, a jakżeby inaczej! Koalicja rządząca obsadza stanowiska ministerialne i administracyjne swoimi ludźmi! Skandal. Przecież powinni sięgnąć po merytoryczne kadry chociażby swoich poprzedników – może przyjąłby stanowisko minister Filipek (mąż stanu w kancelarii premiera Kaczyńskiego), a może Rafał Wiechecki (minister gospodarki wodnej) albo pani Kalata, która lansuje się ostatnio w Hindukuszu.. A może do dyspozycji pozostaje, molestowana w środku nocy w pokoju hotelu poselskiego przez Adama Lipińskiego, pani co seks lubi jak owies, albo w owsie, czy jakoś tak….?? Głosów oburzenia nie brakuje. Także tych, co na tego typu dealach zjedli zęby. Nawet coraz bardziej brukowa Wyborcza drukuje głupi tekst na dowód nepotyzmu w powiecie słupeckim, gdzie Eugeniusz Grzeszczak pozwolił kolejny raz wybrać się do sejmu, a ktoś tam został starostą, którego siostra wygrała konkurs. No, co – nie skandal? Konkurs wygrać się ważyła? Bezczelna.

Gdyby miała trochę wyrobienia politycznego, to podpatrzyłaby naszego gminnego sekretarza, któremu późny wiek nie przeszkadza bynajmniej w zabawie kolejkami…I to na bogato! Za bańkę czyli milion. A jak! A co! Misia nie zbudujemy?? Zobaczycie jeszcze Mirka w czapce konduktorskiej… Tenże sekretarz jakiś kwartał temu postanowił nie zbudować, bo tego jak widać nie umie, ale zburzyć (o to umie doskonale!!! mistrz świata) jakąś tam koalicję a raczej niepisane porozumienie. Czegóż on nie obiecywał!? W powietrzu latały stanowiska i dostojności, monety i medale – doradca burmistrza Milicza, sekretarz stolicy Dolnego Sląska (w końcu tak się nazwali, to chyba mogą…), dyrektorzy wydziałów, departamentów, rady nadzorcze, zarządy, nierządy, itp. Że nikt się nie skusił? Być może zadziałało ozdrowieńczo popularne na naszym terenie hasło – nikt ci tyle nie da, ile Darek obieca. Pamiętam, że kiedyś obiecał ratować szpital. Na czym się skończyło? Na tym, że zapomniał… I dzięki Bogu. Poradzimy sobie bez specjalistów, a nawet mistrzów, w zadłużaniu gmin. A Darek niech dalej bawi się kolejką…

chapeau bas

Ktoś w komentarzach uczynił mi zarzut, jakobym lekceważył pracę nauczycieli, co ma być charakterystycznym znakiem dla samorządowców i chłopców z PO. Nie dotknęło mnie to z dwóch powodów:

  • określenie chłopiec w moim wieku przyjmuję jako niespodziewany komplement,
  • zarzut lekceważenia pracy nauczycieli jest, na Ziemi Milickiej, tak absurdalny, że nawet niewarty polemiki. Może to nawet zabrzmi , ale akurat ja ze swojego szacunku dla tej grupy tłumaczyć się muszę najmniej. A o tym, że sam jestem nauczycielem i wychowawcą, zdaje się nie najgorszym, świadczy chyba jeden z komentarzy z tej samej grupy, tak sympatyczny (dla mnie!), że zacytuję go w całości:

To dla nas zaszczyt znaleźć się na tej liście:) Jesteś jednym z tych nauczycieli, którzy na zawsze zostają w pamięci i w sercach. Brakowało nam Ciebie na sobotnim spotkaniu, ale dziękujemy za poprzednie trzy. Za dobre słowo, które zawsze masz dla każdego z nas i za ten uśmiech, co jak słońce zza chmur:) 🙂 🙂
Pozdrawiam w imieniu VIIe
M

Od razu poprawia mi się nastrój i humor:)

Bardzo szanuję i cenię pracę nauczycieli, co nie przeszkadza mi ubolewać nad wynikami egzaminów zewnętrznych w podstawówkach i gimnazjach. Problem gimnazjów sygnalizowałem już w tamtym roku we wpisie pt. “Lepiej? Już było…” (17 czerwca 2011 r.) To wówczas, w oparciu o dane Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, zawarłem niewesołą konstatację:

W oparciu o dane Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, analiza wyników egzaminu gimnazjalnego szkół naszego rejonu, nie napawa optymizmem. Za wyjątkiem Ad Astry, gimnazjum, do którego przylgnęła opinia elitarnego, choć miesięczna opłata jest dzisiaj kilkukrotnie niższa niż przedszkolna, nie mówiąc o żłobkowej, wynosi 150 zł, pozostałe szkoły „zapracowały” na najgorszy na Dolnym Śląsku wynik w części humanistycznej egzaminu. 22 punkty jest najsłabszym średnim wynikiem w naszym województwie i przedostatnim w dwóch województwach – dolnośląskim i opolskim. Porównywalne powiaty, pod względem wielkości, liczebności, oddalenia od obszaru metropolii, uzyskały lepsze wskaźniki. Gimnazja powiatu górowskiego – 24,1 pkt., średzkiego – 22,8, wołowskiego – 22,5, strzelińskiego – 22,2 punkty. Porównanie z powiatami województwa opolskiego wypada jeszcze gorzej.

Problem więc nie jest nowy i nikogo nie powinien zaskakiwać. Nie będą też zaskoczone szkoły powiatowe, do których młodzież objęta tą diagnozą, przychodzi. Czy to jest wina nauczycieli gimnazjów? Absolutnie nie. Tak jak nie jest ich winą, że powiększane są klasy, likwidowane zajęcia pozalekcyjne, płatne zastępstwa, redukowana pomoc terapeutyczna (psychologiczno – pedagogiczna). Nie jest też winą nauczycieli, że budżety szkół trzeszczą w szwach i brakuje w nich dosłownie na wszystko.

Tym bardziej cieszy mnie bardzo dobry wynik uczniów “Ad Astry”. A co, nie powinien? Powinno mi być smutno? Że nie należy porównywać tych wyników? Nie wiem… A niby dlaczego nie?

A zdawalność matury w szkołach powiatu milickiego i województwa można porównywać czy nie? To z jakiego powodu jest ona w naszych szkołach najwyższa lub prawie najwyższa w województwie?

Szanuję i cenię nauczycieli. Większość z nich, lub prawie wszystkich, znam osobiście. Ci z którymi pracowałem i dla których pracuję obecnie, dobrze to wiedzą. Wiedzą też to, że nie interesuje mnie przeciętność.

Jako nowo wybrany starosta, 5 lat temu pojawiłem się na radzie pedagogicznej, podległem mi szkoły. Wyraziłem tam bez ogródek swoje niezadowolenie z pozycji tej szkoły w klasyfikacji dolnośląskiej prowadzonej przez Szkolny Związek Sportowy. Oburzony uwagą nauczyciel wf-u próbował mi udowodnić, że dziewięćdziesiątektóreś tam miejsce nie jest złe, bo druga szkoła zajmuje pozycję jeszcze gorszą.

Źle trafił. Odpowiedziałem mu, że przychodzę ze szkoły, w której przyzwyczailiśmy się do miejsca w pierwszej dziesiątce, na ponad 600 sklasyfikowanych szkół dolnośląskich w zawodach sportowych jak i konkursach przedmiotowych. Dlatego miejsce dziewięćdziesiątektóreś tam uznaję za porażkę. Dzisiaj ta szkoła jest już w pierwszej dwudziestce osiągnięć sportowych na Dolnym Sląsku i otarła się o mistrzostwo w siatkówce.

Szanuję nauczycieli, ale doskonale wiem, że trzeba im stworzyć odpowiednie warunki do pracy. A także, co ważne, odpowiedni system motywacyjny. To dlatego jestem wrogiem Karty Nauczyciela, bo ona niszczy w szkole normalną motywację. Dzięki Karcie Nauczyciela, bardzo zły nauczyciel zarabia dokładnie tyle samo, ile znakomity. Taką sytuację mamy jeszcze tylko w ….parlamencie.

Inny absurd – pensum. Młody człowiek, kończąc dziś studia nie jest zainteresowany tymi zapyziałymi osiemnastoma godzinami. Dzisiaj wyraźnie artykułowaną potrzebą społeczną jest – praca i zarobek. Więcej pracy – większy zarobek, to jasne. Już dzisiaj, nawet przy tym tchórzliwym resorcie edukacji, zaproponowałbym środowisku oświatowemu zmianę – o tyle zwiększamy pensum, o ile zwiększamy zarobki. To jest dość proste i oczywiste.

Szanuję nauczycieli, także dlatego, że w tej grupie jest moja mama, żona, brat, być może będzie bratanica. No i ja….

Szanuję nauczycieli, dlatego serdecznie gratuluję Małgosi Wasielewskiej, jednej z tych, które nie zadowalają się przeciętnością, dzięki czemu zajęła ze swoimi dziewczynami 10. miejsce na mistrzostwach Polski minisiatkówki w Zabrzu! Szkoda że nie pracujemy razem…

jesteśmy wspaniali

Albo jesteśmy tak zakompleksieni, albo tak łakniemy sukcesu, że wypowiedź irlandzkiego taksówkarza idzie w głównym paśmie potężnej telewizji. – Jesteście wspaniali, fantastyczni, jedyni! Wszystko jest piękne, fantastyczne i świetne! I tak przez 30 dni. Taksówkarza zastępuje, hydraulik, rolnik, nauczyciel, dziennikarz. Francuski, hiszpański, włoski, nawet niemiecki. Kobiety najpiękniejsze, piwo najsmaczniejsze, cukier najsłodszy, piłka ….najlepsza. No, nie. Tego jednego, niestety, nikt nam nie powiedział. Ale lubimy tego słuchać. Bo sobie sami nie wierzymy. Ale jak mamy wierzyć, skoro główny strateg od przegranych wyborów, ogłosił Euro w Polsce wielką klęskę narodową. To jak w końcu – jesteśmy wspaniali czy nie?

W Miliczu od ponad dwóch lat używa się narracji samozachwytu nad własnymi metodami sprawowania władzy. I nie mąci tego poczucia fakt skonfliktowania wszystkich ze wszystkimi, permanentna wojna w radzie, przegrane sprawy sądowe z nielegalnie zwolnionymi pracownikami czy wszczęte postępowania nadzorcze – RIO, wojewoda, itp. – Jesteśmy wspaniali i doskonali, twierdzą chłopcy z XXI, gdy 15 radnych głosuje za nieudzieleniem absolutorium burmistrzowi za 2011 rok, w zgodzie zresztą z opinią RIO. Czterech się wstrzymuje, a tylko dwóch(!) uważa, że pracę burmistrza należy ocenić pozytywnie.

Jesteśmy wspaniali, absolutnie

Mam swoją listę wspaniałych. Prywatną i subiektywną.

  1. Kinga i Damian Wojtaszkowie, związani na zawsze 23 czerwca w uroczym kościółku w Czeszowie.
  2. Nauczyciele “moich” szkół powiatowych i gimnazjum “Ad astra”. Wyniki zdawanej matury i egzaminu gimnazjalnego są niesamowicie wysokie. To jedyne szkoły Ziemi Milickiej, gdzie nie musimy się wstydzić wynikami poniżej średniej wojewódzkiej, bo ją znacznie przekraczamy!
  3. Moja klasa VIII e, z którą rozstałem się w 1989 roku. 23 lata temu! Ciągle zintegrowana, zżyta, przesympatyczna. Kochana.
  4. Młode siatkarki z “Dwójki” i ich trenerka Małgosia, która czego się tknie, zamienia w złoto. Reprezentowały Dolny Sląsk na mistrzostwach Polski szkół w Rawie Mazowieckiej, jutro wystąpią na klubowych mistrzostwach w minisiatkówce w Zabrzu. (Ależ chciałbym tam być!)
  5. Reprezentacja Włoch. Niesamowita, nieprzewidywalna w swoim południowym zagubieniu. Beznadziejnie gra przed Euro, walczy z korupcją i “czarnym totkiem”, zatrudnia trenera bez historii, ma starą drużynę, której twarzami są zmęczone oblicza Pirlo i Buffona, a w ataku niezrównoważonego faceta o mało włoskim wyglądzie…. A jednak się kręci. I to jak!
  6. Moje dzieci. W jakimś sensie sumują po części wszystkie poprzednie charakterystyki 🙂

umbrella

Nie wiem, co to znaczy, ale wpadło mi w ucho, bo ładnie brzmi. Umbrella… Sprawdziłem – parasol. Pasuje. Pada, leje, siąpi. Więc się przyda.

Umbrella nr 1 czyli absolutorium.

Przydałaby się przed miałkimi wywodami na sesji, gdzie żadne argumenty nie mają znaczenia. Ani za ani przeciw, bo wynik głosowania jest z reguły z góry wiadomy i nie ma kompletnie żadnego związku z prowadzoną dyskusją. Niestety, tak jest w samorządach, tak też jest polskim parlamencie. Schematycznie, przewidywalnie i miałko. – Fatalny stan dróg, kłopoty szpitala, wyprzedaż mienia, brak dyskusji z opozycją, zła polityka informacyjna i mamy dyżurny zestaw, który można podstawić pod każdą sesję absolutoryjną w polskim powiecie. Żelazny zestaw podręczny, którym można przywalić wg uznania w każdej nadarzającej się okazji. Dyżurny “przywalacz” tokuje, a reszta nie tylko nie nadąża, ale wręcz nie bardzo kojarzy, o co chodzi. Wie tylko, jak ma głosować. A właściwie, jak im kazano głosować… Przeciwko pieniądzom dla szpitala, przeciwko budowie hali przy liceum czy choćby przeciwko środkom na termomodernizację powiatowych jednostek.

Umbrella nr 2, dzień ojca.

Przydaje się przed zbytnim rozczulaniem i wzruszeniem. Wtedy, kiedy dzieci dzwonią ze świata z życzeniami i miłymi słowami. Kiedy wspominam tego dnia swojego tatę, który zawsze miał dla mnie dyżurne dobre słowo. I jeszcze jedno wspomnienie tego dnia – ostatniego dnia życia Sany, najmądrzejszego i najlepszego, a przy okazji najpiękniejszego psa świata. Niestety, 3 lata temu, właśnie w dniu ojca, musiałem się z nią pożegnać na zawsze, po 10 latach wzajemnej przyjaźni i prawdziwej psiej, czyli bezinteresownej, miłości.

Umbrella nr 3, ślub.

Do tej pory mówiłem i pisałem o chłopaku. W sobotę zobaczyłem mężczyznę – poważnego, skupionego i wyraźnie wzruszonego powagą i doniosłością chwili. W małym i uroczym kościółku w Czeszowie Damian poślubił swoją wybrankę. Trudno było ukryć wzruszenie, kiedy Mały ślubował Kindze miłość, wierność i uczciwość. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa, bo słowność dotąd należała do jego mocnych stron. Było podniośle, uroczyście i sportowo jednocześnie, bo na sali w jednym miejscu przebywali Michał Kubiak, Zbigniew Bartman, Serhij Kapelus, Janusz Gałązka oraz Damian, co oznacza, że łatwo przyszłoby złożyć z nich niezły team:)

Umbrella nr 4, medicum.

Po 6 latach (ależ to zleciało!), moja Kasia zdała dziś ostatni egzamin i może tytułować się lek. med. Ta umbrella jest tylko dla Niej:)