Ktoś mówił, że nie będzie kibicował polskiej drużynie? Że się jej wstydzi? Czy jest w kraju ktoś, kto nie interesuje się wynikami biało – czerwonych w Euro 2012? Nie wierzę… Każdy, kto ze mną zamienił w ostatnich 3 dniach choćby 3 zdania, kończył znamiennym westchnieniem – najważniejsze, żeby nasi ograli Czechów. I tu w zależności od znajomości rzeczy, nastawienia psychicznego bądź poziomu paniki, padają różne wyniki, od asekuranckiego 1:0, za co dostało mi się między innymi od pana dentysty…, po 2:0, najpopularniejsze 2:1 (niech każdy sobie coś pyknie) aż do 3:0 i więcej. Trochę mi raźniej w moim asekuranctwie, od momentu gdy Donald Tusk, o niebo bardziej zorientowany w kulisach haratania w gałę, zszedł z wyniku 4:0 typowanego na mecz z Grecją, do 2:0 w pojedynku polsko – czeskim.
Ileż cudów wydarzyło się już dzięki mistrzostwom Europy! Nagle w Polsce zrobiło się biało – czerwono, pokochaliśmy na nowo barwy narodowe, poczuliśmy powtórnie dumę narodową, tyle razy ćwiczoną w samobiczowaniu, posypywaniu popiołem. Kobiety interesują się piłką nożną i nie tylko nie wyrzekają na mecze piłkarskie, ale aktywnie włączają się w rozmowy zarezerwowane dotychczas dla mężczyzn i debatują o zgrozo na temat, kto powinien bronić Szczęsny czy Tytoń, kto jest lepszy Obraniak czy Mierzekewski, a może Grosicki. Dzisiejsza rozmowa telefoniczna z moją córką zdominowana została przez mecz, na dalszy plan spychając takie drobiazgi, jak pozostałe egzaminy kończące jej studia…. Odbudowaliśmy morale w miarę napływających z zagranicy pochwał i zachwytów nad polską organizacją i gościnnością. Podnieśliśmy głowy, gdy zachodni turyści i kibice nie tylko nie wyrzekali nad naszymi hotelami, drogami i pociągami, ale je wręcz chwalili, o zachwytach nad stadionami nie wspominając… Zaczęliśmy się uśmiechać, gdy Irlandczycy i Grecy przewracali oczami na widok polskich kobiet, co my w końcu mamy na co dzień… Kilka audycji publicystycznych, tradycyjnie znaczonych krwią i dymem politycznego zacietrzewienia, dało się spokojnie obejrzeć (wysłuchać), gdyż język debaty wrócił do przyzwoitego poziomu. Może wróci on też do kulturalnego poziomu nad Baryczą? Kto wie…
Zagramy w ćwierćfinale, w Gdańsku. Jestem tego pewien. Będzie pięknie! Czy jesteśmy w stanie pokonać znakomitą drużynę niemiecką? Z gwiazdami pierwszego, galaktycznego, formatu? Jeśli nie oni, to kto? Jeśli nie teraz to kiedy? Tak – to jest ten czas. To jest ten stadion, gdzie byliśmy o krok od pokonania Niemców, remisując w ostateczności 2:2.
Do boju Polsko!