To była świetna i szlachetna impreza. Znakomicie zorganizowana. W maju zapraszam na turniej na powietrzu, na naszym orliku. Grila i poczęstunek bierzemy na siebie 🙂 Puchary też, w końcu to turniej o puchar….. . Ale o tym w następnym wpisie 😉
Archiwum miesiąca: luty 2021
“Cuamnico” o muerte
przed bitwą, czyli przedbiegi harcowników
Dzisiaj, na swoim blogu, mogę wypowiedzieć się jako przedstawiciel PO oraz mieszkaniec gminy Milicz. Nie jest to blog powiatowy, jak fałszywie zeznaje po raz kolejny pierwszy kłamca Doliny Baryczy, bo za domenę i serwer zapłaciłem z własnych pieniędzy, w przeciwieństwie do Darka, który swoje manifesty i chore z nienawiści oświadczenia wydaje za pieniądze podatnika. Więc mogę i będę pisał to, co mi się chce, a pierwszemu kłamcy Darkowi i jego organowi prasowemu czyli “Kłamnikowi Milickiemu” dziękuję za niechcianą promocję.
Milicz żył wczoraj ważną sesją, która, godnie z zapowiedzią mediów była najpoważniejszą próbą sił pomiędzy burmistrzem a Radą Miejską w kwestiach najbardziej fundamentalnych, czyli założeń budżetowych na rok bieżący. Batalia, jak przystało na decydujące starcie, obfitowała w okrzyki, oracje i akcesoria wojenne. Pojawiła się nieodłączna i nieoceniona w takich sytuacjach klaka z samym Marsem na czele (czole). Słowem pełen bitewny enturage…
odsiecz czyli Korwin z Milicza
Przybył także Janusz Korwin Mikke w swoim milickim wcieleniu, czyli w postaci wielceszanownego radnego Adama. Ten popisał się oracją szczególną, która z pewnością przejdzie do annałów mów perswazyjnych, czyli retoryki. Choć plótł androny, w które sam, z tej racji, że jest inteligentny, nie wierzy, robił to na tyle żarliwie, że pod koniec wywodu, wydawał się sam siebie przekonywać. Tę walkę wewnętrzną zarysował już Arystoteles w swojej Techne Retoryke.
„Pewna kapłanka nie pozwoliła synowi przemawiać na zgromadzeniu mówiąc: jeśli będziesz mówił prawdę, znienawidzą cię ludzie; jeśli będziesz mówił nieprawdę znienawidzą cię bogowie”. Z punktu widzenia teorii organizacji i zarządzania można by to zinterpretować odwrotnie: powinniśmy przemawiać, bo jeśli będziemy mówić prawdę bogowie (organizacja) będą nas kochać, jeśli będziemy mówić nieprawdę będą nas kochać ludzie. Stąd i stary dylemat: czy mówić za innych, wyrażać ich pragnienia i przekonania czy też wyrażać interes organizacji i przekonywać do niego. Mówiąc za organizację albo za ludzi ją stanowiących zyskuje się pozycję przywódcy, wyraziciela opinii publicznej i jej reprezentanta. Pozycja zaś taka jest niezmiernie ważna w systemie demokratycznym. W tym systemie ten, który wyraża pragnienia i poglądy innych (retor) ma znamiona przywódcy. Ale system ten wymaga, aby to piękne przemawianie i wyrażanie przekonań powszechnych uwzględniało także dobro wspólne, stąd potrzeba erystyki jako sztuki przekonywania do poglądów uwzględniających owo dobro, dobro innych i dobro wspólne.
sztuka przemawiania czyli gadania
Co z tej wiedzy zaczerpnął radny Adam Korwin? To już pozostanie jego słodką tajemnicą. Występując w obronie burmistrza, jako szczególne osiągnięcie mijającego roku, radny Adam Korwin podał to, że burmistrz …nie zbudował większości Radzie Miejskiej. A mógł! Mało tego, można powiedzieć, że skupił w tym roku swe wysiłki na konsekwentnym budowaniu jak najmniejszej mniejszości. I co nie udało się? Oczywiście, że się udało. Jeszcze nie do końca, bo dwóch, jak na złość ciągle jeszcze popiera projekty burmistrza, ale przed nami 3 lata kadencji! Pełnym sukcesem będzie dzień, kiedy nawet wielceszanowny radny Adam Korwin zagłosuje przeciw. Być może jest to twórcze i milickie rozwinięcie tezy Janusza Korwina Mikke, że skoro inteligentni stanowią w społeczeństwie mniejszość, to sejm powinien być wybierany mniejszością głosów. Tylko jak wtedy wielceszanowny Adamie wyjaśnić Twoje wysokie wyniki wyborów??
żeby gardełko było zdrowe ….. i reszta też
Wielceszanowny radny Adam Korwin pozwolił sobie na kilka odniesień do samorządu powiatowego. Nie muszę dodawać, że były to komentarze negatywne, żeby nie powiedzieć – zgryźliwe. Wielceszanownemu radnemu wyraźnie nie przypadła do gustu filozofia budowania większości i szukania porozumienia wśród radnych powiatowych. Odniosłem też wrażenie, że dość lekko wypowiada się na temat ścieżki rowerowej i zalewie przy Wojska Polskiego. Ciekawe czy go nie zobaczymy w przyszłości na tych lekkomyślnie zaprojektowanych i wybudowanych obiektach? Przeciwko tzw. długiej ścieżce rowerowej wypowiadał się też burmistrz, który stwierdził, że nie popiera tego projektu w trosce o turystów, którzy musieliby jechać ścieżką w oparach spalin. Więc przy okazji informuję, że nasza ścieżka zaprojektowana jest przede wszystkim w kompleksie leśnym, trasą dawnej kolejki wąskotorowej, od Grabownicy do Trzebnicy. Na całym odcinku nie ma ani metra przebiegu wzdłuż żadnej drogi krajowej ani wojewódzkiej. To najczystsza część Dolnego Sląska, o czym każdy gimnazjalista, nie mówiąc o burmistrzu, powinien wiedzieć. Wzdłuż krajowej “5” wybudowano dwa lata temu ścieżkę Wrocław Machnice k. Trzebnicy i jeśli ona tak bardzo szkodzi zdrowiu mieszkańców Wrocławia, to może troskliwy burmistrz wystąpi z wnioskiem o jej rozebranie. Albo niech rozpocznie uświadamianie ludzi, którzy tamtędy jeżdżą.
“kłamnik” jak armia czerwona
Co w budżecie okazało się najważniejsze? O co do końca postanowił walczyć burmistrz i kłamczuch Darek? Oczywiście nie o inwestycje, drogi, żłobek i oświatę. Najważniejszy ma być dla miliczan zakłamany organ prasowy słynący z tego, że ich etyką jest brak etyki. Rozkręcający się w debacie burmistrz wypalił wreszcie – zapewniam was, że “Kłamnik” będzie, bez względu na to, co wy tu dzisiaj postanowicie. Jak w starym dowcipie – armia czerwona była, jest i będzie. Ale nie ma już nawet armii czerwonej. Więc w imieniu radnych z mojego środowiska zapewniam, że wasz organ prasowy skończy podobnie…. A swoje pomysły i wynurzenia możecie publikować za swoje pieniądze. Albo, podobnie jak w konspiracji, wydawać w drugim obiegu. Ale co wy możecie wiedzieć o wydawnictwach bezdebitowych? O drugim obiegu? W razie czego, wiem kto może was nauczyć druku na ramce.
A burmistrzowi, który stwierdził w jakimś dziwnym amoku, że wydawanie gazety jest zadaniem gminy(!), polecam ponownie opinię eksperta zwanego ojcem samorządności polskiej profesora Michała Kuleszy.
– Samorząd ma prawo publikować biuletyny, ale nie powinien wydawać „prawdziwej” gazety – uważa prof. Michał Kulesza. Jego zdaniem inna sytuacja występuje, kiedy w gminie lub powiecie nie ma mediów lokalnych. Wtedy na zasadzie subsydiarności samorząd powinien prowadzić taką gazetę.
Jak wynika z odpowiedzi nadesłanej do nas przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, rozstrzygnięcie w kwestii prasy samorządowej wymagałoby ponownych szerokich konsultacji społecznych oraz rozważenia argumentów wydawców prasy komercyjnej i samorządowej.
Jak przypomina resort, w aktualnie obowiązującym stanie prawnym prowadzenie działalności wydawniczej przez jednostki samorządu terytorialnego nie jest zabronione. Nie ma też formalnych przeszkód, aby prowadziły ją na zasadach określonych w ustawie Prawo prasowe.
Natomiast zdaniem prof. Kuleszy, samorząd ma prawo wydawać biuletyny, czyli informować społeczność lokalną o tym co robi, jakie ma plany, ile wydał pieniędzy i na co je przeznaczył. Taki biuletyn może i powinien być dostarczany do wszystkich gospodarstw domowych. Samorząd nie powinien jednak wydawać gazety.
– Uważam jednocześnie, że samorząd nie powinien wydawać „prawdziwej” gazety, nie powinien być obecny na rynku medialnym, prasowym i zbierać z rynku pieniędzy z reklam – podkreśla Michał Kulesza. Argumentuje, że – tak jak obecność władzy na wszelkich rynkach gospodarczych – również na lokalnym rynku medialnym zaburza to konkurencję i obieg informacji.
Według Kuleszy, jeżeli na rynku lokalnym są lokalne media, to samorząd powinien ograniczyć się do wydawania biuletynu, informatora. – Nie może on zawierać reklam, musi być udostępniany mieszkańcom bezpłatnie. Musi to być prosta komunikacja i informacja – wyjaśnia.
Jeżeli natomiast nie ma gazet lokalnych, wtedy – zdaniem profesora – samorząd ma prawo być obecny, bo zapełnia lukę, której nie potrafi zapełnić rynek.
Kulesza zaznacza, że samorząd nie powinien być konkurencją dla lokalnych mediów, a zwłaszcza ściągać z rynku reklam, z których żyją media. Lokalny wydawca sam musi zdobyć kapitał i łatwiej narażony jest na bankructwo. Samorząd natomiast wydaje gazetę z pieniędzy podatników i jego gazeta nie upadnie, bo zawsze można ją dofinansować ze środków publicznych.
– Jeśli więc wydawcą gazety jest samorząd, to może dojść do sytuacji, że niszczy on innych wydawców – swoich konkurentów a zarazem własnych podatników, którzy płacąc podatki finansują m.in. wydawanie gazety gminnej czy powiatowej – ocenia Michał Kulesza.
Kaligula ( Gaius Iulius Caesar )
Znawca antyku, Darek, powiedział, że każdy radny powinien być jak żona Cezara. Niestety ci, którzy go nie słuchają, bardziej przypominają Messalinę niż Pompeę. Uważaj więc Darku, abyś już niedługo nie skończył jak ten “dżentelmen”, także – cezar 😉 Niesamowicie zakochany w… sobie. To chyba niejedyne podobieństwo?
miłosierdzie gminy
Myślałem, że w zawiści i zapalczywości są jednak jakieś granice, których cywilizowany człowiek nie powinien przekroczyć. Jak na przykład współczucie dla ludzkiej niedoli, nieszczęścia życiowego, katastrofy, itp. Są takie sytuacje, że ludzie wobec życiowej tragedii “wzbudzają w sobie człowieka”. Dlatego działa WOŚP, dlatego udają się w Polsce zbiórki, charytatywne bale, kwesty i różnego rodzaju filantropie. Dlatego nie namyślałem się ani chwili, gdy młodzi ludzie ze stowarzyszenia kibiców WKS Śląsk Banda Milicz postanowili zorganizować charytatywny turniej piłkarski dla dwóch domów dziecka – sułowskiego i bierutowskiego. Nie mogłem się namyślać, bo do tego wszystkiego w turniej zaangażował się mój ukochany “Abstynent” z AA. Czy można się było namyślać, skoro ludzie zaangażowali się, aby zebrać dodatkowo pieniądze na chore na białaczkę dziecko? Poza wszystkim nie mogłem się namyślać, bo Jacek, zanim cokolwiek powiedziałem, stwierdził autorytatywnie – musimy im pomóc, kupujemy puchary, a pan MUSI być w niedzielę, żeby je wręczyć. Nie jechałbym w niedzielne przed i popołudnie do Krośnic, gdyby nie turniej charytatywny, nie jechałbym tym bardziej, że po raz pierwszy w tym roku chciałem zapiąć narty i trochę zażyć zimy. Kto wie czy dzięki sekretarzowi nie będę jednak musiał zmienić planów.
W gminie, która hucznie (a jakże!) organizuje WOŚP, gdzie odbywa się poetycki konkurs “O ludzką twarz człowieka”, zabroniono szlachetnej i dobroczynnej akcji…. Po lekturze dzisiejszego “Głosu Milicza” w gminie zawrzało, w głowach zaszumiało, pociemniało przed oczyma i wydano zakaz – o puchar starosty, w Krośnicach – nigdy, never, przenigdy! Superwójt Darek, powiedział to osobiście młodemu człowiekowi, Marcinowi, który całą tę akcję wymyślił i zorganizował. Nie będzie hali, nie będzie turnieju, nie będzie zbiórki na ciężko chore dziecko, bo nienawiść zaślepiła i zablokowała ludzkie odruchy. Nic w tej sprawie nie może zrobić pani dyrektor, która nieopacznie obiecała wynajęcie obiektu na szlachetny cel, nic w tej sprawie nie może zrobić wójt, który nie raczył nawet spotkać się z młodym człowiekiem. Jedynie groźba sprowadzenia ogólnopolskich mediów na chwilę otrzeźwiła oszalałych z nienawiści politykierów. Jedynie ultimatum – i tak zagramy, najwyżej pod zamkniętą halą – zrobiło wrażenie na miłośniku azteckich piramid….Na konie rzucił jeszcze groteskowe żądanie – wydajcie oświadczenie, że to nie jest akcja polityczna! Chrytatywna zbiórka nie jest akcją polityczną! Obłęd.
Są ponoć ludzie, którym wszystko kojarzy się …. no wiadomo, z czym. Temu, pseudopolityka przesłoniła normalne widzenie świata. Wszędzie węszy spisek, każdy dybie na jego stanowisko superwójta. A pana wójta, który pewnie otworzy znów konkurs “O ludzką twarz człowieka”, chciałoby się zapytać – quo vadis homine?
Ale odpowiedź jest jasna…. Coraz jaśniejsza.
pisać każdy może?
Ależ się irytują i buntują rozmaitej maści frustraci. Którzy swoje kompleksy i zaburzenia zechcieli zamieszczać na moim blogu 🙂 Otóż nie. Nie zamierzam udostępniać im miejsca. Niech swoje chorobliwe obsesje zamieszczają gdzie indziej – na forach dla kulturystów, brydżystów, panczenistów i cyklistów. Niech blokada na arogancję skręca ich trzewia, skoro “człowiek musi, inaczej się udusi”. Może lepiej wziąć no spę….
Etos kapusia
Kiedy kończył się mój proces w sprawie tzw. referencji, powiedziałem w “ostatnim słowie”, że doprowadzę do wyjaśnienia, kto wykorzystuje instytucje wolnej Rzeczpospolitej w walce politycznej. Kto używa autorytetu państwa polskiego do prowadzenia brudnej i niegodnej gry, małych i prymitywnych rozgrywek. Ta metoda z powodzeniem i lubością stosowana w PRL-u przez esbecję, rozwinięta do perfekcji w Związku Sowieckim, znalazła, czego byłem pewien od początku, naśladowców na Ziemi Milickiej. Od początku byłem pewien, że do tych działań wykorzystano wsparcie parlamentarne lub urzędowe. Nie myliłem się. W odpowiedzi, jaką uzyskałem z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu, znalazło się pismo posła na Sejm RP, działacza lewicy, byłego szefa dolnośląskiego SLD – Janusza Krasonia. Towarzysz Krasoń, na wniosek towarzysza z Milicza, postanowił nacisnąć na prokuraturę, która umorzyła swojego czasu postępowanie prowadzone przeciwko mnie i zgodnie z przewidywaniami, inny towarzysz w prokuraturze okręgowej we Wrocławiu, spowodował ponowne podjęcie tej sprawy. W konsekwencji trafiła ona do Sądu Rejonowego w Miliczu, a później Sądu Okręgowego we Wrocławiu, gdzie dwukrotnie zdruzgotany został tzw. akt oskarżenia, kompromitujący prokuraturę i schowanych za aktem oskarżenia towarzyszy. Do dzisiaj pozostawali oni bezimienni, jak przystało na tchórzy. Do dzisiaj korzystali perfidnie z instytucji wolnej Rzeczpospolitej, dla wolności której zresztą palcem nie kiwnęli. Wyborcy po latach poznali się na geniuszu towarzysza Krasonia i w podzięce za jego dokonania wysyłali go tam, gdzie jego miejsce – do lamusa historii. Drugi bohater tej żałosnej intrygi jeszcze nie odebrał zapłaty. Choć i jego spotkał podobny los – wyborcy uniemożliwili mu dalsze psucie powiatu i przegonili go na cztery wiatry.
W kontekście spraw sądowych, głupawych i nawiedzonych wystąpień oraz prawdy i kłamstwa, warto być może wspomnieć o dzisiejszej rozprawie Krzyśka Salaty. Typowym przykładzie rozprawy pomiędzy dobrym i złym, mądrym i głupim, prawym i zakłamanym. Siedziałem na sali sądowej zastanawiając się, w jakim państwie żyjemy, gdzie przebiega granica pomiędzy powagą, a śmiesznością, wzniosłością a groteską. Najjaśniejsza Rzeczpospolita użycza swojego majestatu i swojego autorytetu, aby Pani “o dziwnym wzroku” przez 2 godziny miała publicity dla swojego tragikomicznego występu. Państwo płaci, aby sędzia, prokurator rozstrzygał przy pomocy pełnego oprzyrządowania i rzeszy świadków najbardziej banalną “pierdołę” szkolną, czyli dylemat, co zrobić z zeszytem, który uczeń zostawił w szkole po zakończonym roku szkolnym. Każdy normalny nauczyciel zna odpowiedź na ten pseudodylemat, brzmiący – do pieca! Każdy tylko nie pani “o dziwnym wzroku” i jej trzebnicki przewodnik, którzy w te chore gierki angażują jeden z atrybutów demokratycznego państwa, czyli niezawisły sąd. A ten godzinami roztrząsa kwestie – gdzie leżały dzienniczki? ile ich było? w jakim kolorze? kto w nich pisał? co pisał? z kim? o czym? uffff….. Paranoja.
Ale w tej sprawie będzie jeszcze ciekawie. Zeznawać mają uczniowie. Pewnie wiele się jeszcze dowiemy. Także w kwestii ponadczasowej – na czym buduje się etos kapusia….