11.11.11

Czym jest dzisiejszy patriotyzm? A czym jest oddychanie – pyta w odpowiedzi Władysław Bartoszewski. Oczywistością. No tak. Dla niego, dla pokolenia Kolumbów, powstańców, konspiratorów, krótko mówiąc – ludzi starej daty – jest oczywistością. Jaką mamy frekwencję wyborczą? Ilu nie płaci podatków? Jak wielu domom brakuje biało – czerwonej flagi? Kto wypożycza książki o tematyce historycznej? Jaka jest potoczna znajomość historii? Tutaj odpowiedź nie jest już tak oczywista. Prawdziwe manifestacje dumy narodowej schodzą dziś w cień, bo na pierwszy plan medialny przebiły się kabaretowe hucpy, które wzmocnione niemieckimi komunistami i anarchistami wykorzystają polskie święto do manifestowania swoich, dość osobliwych, poglądów. Dlatego po raz kolejny usłyszymy o potrzebie tolerancji, rozumianej jako afirmację porządku, w którym facet żyje z innym mężczyzną, a do tego koniecznie raz w tygodniu pochwali się tym w ogólnopolskiej telewizji i dwa razy w roku przejedzie się na samochodowej platformie w dziwacznym przebraniu. Jeśli cię to urazi, zbulwersuje albo zniesmaczy, to jesteś ciemniakiem, prostakiem, homofobem, faszystą ….. Jeśli cię to rozśmieszy, to twój śmiech będzie obelżywym, prostackim rechotem. I staniesz się w swojej obsuranckiej, antysemickiej, narodowokatolickiej tyranii podobny do (wstyd to powiedzieć) premiera Tuska. Którego w chmurnym, i dość ponurym z zaciętości sejmie, rozbawiła, nieporadna językowo, choć wygłoszona melodyjnym głosem, męska riposta posła Biedronia.

No, cóż. Mam przynajmniej nadzieję, że dzisiaj, w Miliczu, przywołując polską tradycję wojskową i wojenną oraz manifestując współczesny patriotyzm, unikniemy konfrontacji z anarchistami. Będziemy świętować godnie i wesoło, jak zawsze, piąty już rok.

Trochę wzruszyła mnie opowieść Darka D., o tym, jak pani M. używając metafory tanecznej, skarżyła się, że nie będziemy razem, wspólnie, integralnie, świętować 11 Listopada. Wyrazić się ponoć miała, że poczuła się jak porzucona tancerka.

Po pierwsze, sama metafora dość pospolita, zdradzająca niezdrową fascynację “tańcami ze wszystkimi”, czyli telewizyjnym kiczem. Oczekiwałem lepszego gustu od pani M.

Po drugie, to wspólne świętowanie było naszą, powiatową, propozycją, złożoną 3 maja. Do końca października nie doczekaliśmy się odpowiedzi, choć od września rozpoczęliśmy przygotowania do obchodów. Kiedy wreszcie nadeszła, drukowaliśmy już swoje materiały, łącznie z zaproszeniami. Jeśli prosta, oczywista odpowiedź musi być redagowana przez 5 miesięcy, to znaczy, że komórka odpowiedzialna za promocję ma poważne problemy organizacyjne i wchodzenie z nią w jakiekolwiek współorganizowanie jest wysoce ryzykowne. Na wystosowane 3 maja zaproszenie wystarczyło odpowiedzieć “tak” lub “nie”. I tyle. Jak odpowiada tancerka, bez względu na to czy rzecz dzieje się na wiejskiej zabawie, czy szykownym balu w operze.

Po trzecie, ta wspólna organizacja okazywała się mało “wspólna”. Po naszej stronie była organizacja, wykonanie i koszty. Po stronie pani M., – obecność. Dość nobilitująca, przyznaję, ale jakoś te proporcje wydają mi się mało partnerskie.

Po czwarte, nie grozi nam, na szczęście, inflacja świąt niepodległości. Tak długo obchodzenie 11 Listopada było zakazane, że organizacja obecnie równoległych obchodów i tak nie zrekompensuje nam czasu minionego. Dlatego świętujmy jak najwięcej i jak najczęściej – godnie, podniośle i wytwornie. Jak kto potrafi – wspominając, ciesząc się i śpiewając. A nawet tańcząc, samemu lub w parze, jak kto lubi. I z kim lubi…..

Jesteście wielcy

Szkoła, nauka, edukacja. Dzieci, uczniowie, nauczyciele. Istota oświaty, najpiękniejszej i najtrudniejszej profesji, dziedziny życia. Od lat domagającej się dowartościowania i docenienia. Uczciwie przyznając, że 4 ostatnie lata przyniosły jakąś waloryzację wynagrodzeń, trzeba też przyznać, że na tym etapie zatrzymała się nobilitacja zawodu nauczyciela. Ze względu na demograficzną zapaść, podrzucani jak gorący kartofel, stają się, bez swojej woli, kamieniem u szyi polskich samorządów. Chorując i korzystając z przysługujących prawem urlopów na poratowanie zdrowia, demontują samorządowe budżety, pracując w oparciu o ustawę Karta Nauczyciela, są “peerelowskimi przeżytkami”, “naciągaczami i największymi leniami” w Europie. Jaka jest w tym ich wina?? Czym zasłużyli na tak negatywny wizerunek?? Który skutkuje wobec nich chamskimi odzywkami, aroganckim i bezczelnym nierzadko traktowaniem. Wystarczy niebieska czapka z daszkiem, żeby swoimi problemami obciążyć nauczyciela, wychowawcę, szkołę. Wystarczą podkute buty, żeby zdeptać szkolny etos, wieloletni dorobek i sumienną, mrówczą pracę.

Z perspektywy, z oddali coraz bardziej doceniam tę pracę. Mam wobec niej coraz większy szacunek. Tęsknię za klimatem szkoły, za nauczycielami. Za powtarzanymi regularnie w pokojach nauczycielskich, dziś miło brzmiącymi frazami – “nie chce się uczyć”, “zdolny, ale leń”, “mógłby, ale nie chce”, itp. Za tą naiwną wiarą, że uczniowie będą nam tym bardziej wdzięczni, im więcej łagodności im okażemy. Ze przyznanie się do słabości, wzbudzi szacunek i uznanie. Niestety, jest inaczej. Pamiętajcie o tym moi przyjaciele. Których dzisiaj serdecznie pozdrawiam, którym się kłaniam za trud znojnej i niewdzięcznej pracy. Przynajmniej dzisiaj/jutro dobrze się bawcie 🙂

Plan B, czy plan “be”?

To już jest koniec! Dobrnęliśmy do mety, najtrudniejszy i najbardziej skomplikowany projekt w postaci ratunkowego planu B dla milickiego szpitala – zakończony sukcesem. Uzyskaliśmy prawie 13,5 mln zł na spłatę zadłużeń po byłym szpitalu! Pieniądze wpłyną na konto w ciągu 14 dni, największe pieniądze w historii tego szpitala niebędące kredytem. Ufff…jaka ulga. A jeszcze 2, 3 miesiące temu nic nie było pewne. Jeszcze w sierpniu, w rozmowie z wiceministrem zdrowia, usłyszałem – odpuść sobie plan B, przygotuj się do innego projektu. Jakiego? Gdzie? Kiedy? Nikt tego nie potrafił sprecyzować. Mrzonki, magma, mgła. Zresztą tutaj też mieliśmy kilka odkrywczych pomysłów, polegających głównie na przeszkadzaniu i głosowaniu na „nie“, bez żadnej własnej recepty, bez chwili nawet zastanowienia i refleksji, co będzie, jeśli ta negacja przyniesie skutek i zahamuje proces przekształcenia. Od czasu do czasu pojawiali się „mesjasze“ ogłaszający cudowne recepty na ratowania szpitala, jak choćby przedwyborcze ogłoszenie w prasie wójtoburmistrza, o tym, że ma pomysł. Jaki? Tego już nie powiedział. Ani wtedy, ani dzisiaj. Burmistrz zresztą wsławił się tym, że przeprowadził przez radę uchwałę negatywnie opiniującą proces naprawczy w szpitalu. Tym samym opowiadając się za jego upadkiem. Nie inaczej należy ocenić postawę „betonowej“ opozycji Zajiczka i Magusiaka, twórczo rozwiniętej i doskonalonej obecnie przez radną z ich isty. W zamian żadnego pomysłu, żadnej koncepcji. Co mielibyśmy dzisiaj, gdyby racjonalna większość nie przegłosowała kilkunastu uchwał wprowadzających i realizujących plan B? Co mielibyśmy dzisiaj, gdyby zabrakło głosów, dyscypliny w głosowaniu albo zwyczajnie – odwagi? Mielibyśmy szpital z 25 milionami długu, niechybnie zmierzający do upadku. O to chodziło? Taki był cel? Oczywiście – że tak… Na szczęście stało się inaczej, na szczęście zwyciężył zdrowy rozsądek i determinacja. Determinacja, żeby za wszelką cenę naprawić to, co nam zostawiła między innymi ekipa Magusiaka i Zajiczka – zadłużony po uszy szpital z rozbabraną budową, bez pomysłu na jaj zakończenie. Bez planów, koncepcji, bez montażu finansowego. Ukończyliśmy budowę, oddłużyliśmy szpital, stworzyliśmy spółkę medyczną. I nikt nam w tym nie przeszkodzi. Zapewniam.

POznajemy siłę spokoju

Powiało normalnością. 22 lata demokracji, a właściwie nauki o demokracji, przyniosły pierwsze wymierne efekty. Po raz pierwszy społeczeństwo dało szansę przedłużenia kadencji tej samej koalicji, a przede wszystkim tej samej partii i premierowi. Jest to o tyle niebywałe, że stanowi wyjątek w Europie, a przede wszystkim dotyczy rządu, który poddany był niezwykłym klęskom i doświadczeniom, od powodzi poczynając, po tajfuny, Smoleńsk i kryzys ekonomiczny. A jednak udało się. Po raz pierwszy rządzenie nie zużyło premiera i jego zaplecza, po raz pierwszy społeczeństwo opowiedziało się za stabilizacją, a przeciwko rewolucji i destabilizacji. To jednak jest niesamowite, że po wyborach europejskich, prezydenckich, samorządowych, w których PO poszerzała swoje wpływy, wyborcy zdecydowali, mimo jak zwykle agresywnej i nachalnej kampanii negatywnej, o powierzeniu steru rządów tej samej formacji. Po raz ostatni byliśmy świadkami pojedynku pomiędzy PO i PiS, za 4 lata główna batalia rozegra się między PO i odrodzoną lewicą (SLD/Palikot), czyli doczekamy się normalnego europejskiego dyskursu prawica – lewica. PiS ze swoim anachronicznym stylem bycia, eklektycznym programem narodowolewicowego populizmu i coraz bardziej starzejącym się elektoratem, nie odegra już głównej roli politycznej. W sposób oczywisty wyczerpie się też smoleńskie paliwo, dlatego wdowy i wdowcy po ofiarach katastrofy lotniczej, stracą swój główny atut, dzięki któremu dziś otrzymali mandaty poselskie i senatorskie.

Co to oznacza dla nas? I wiele i niewiele. Swoistym fenomenem jest to, że PO otrzymała w powiecie milickim wyższe poparcie niż 4 lata temu, mimo że w kraju uzyskała wynik gorszy. Cztery lata temu oddało na nas głos 38,36%, w tym roku 41,25%. To znacząca różnica i daje wiele do myślenia. Te wybory każą mi także inaczej spojrzeć na mój wynik sprzed 4 lat, kiedy bez żadnej praktycznie kampanii, bez plakatów, ulotki, spotów i reklamy, oddało na mnie głos 2360 osób. Dotąd traktowałem ten wynik lekko i nonszlancko, teraz patrzę na niego z szacunkiem… Z szacunkiem patrzę też na wynik Cezarego Sierpińskiego, który z poparciem 1900 osób okazał się lepszy od starosty górowskiego, starosty średzkiego czy kandydatów z Oleśnicy. Z minimalnym i śmiesznym limitem finansowym, udało mu się przekonać sporą grupę ludzi do oddania głosu na kandydaturę niepartyjną, niepolityczną, a jednocześnie merytoryczną. Cieszy to, że na terenie Ziemi Milickiej, kandydat PO znów okazał się bezkonkurencyjny, choć wiem, jak to boli niektórych „polytyków“, źle życzących Platformie ogólnopolskiej, dolnośląskiej czy milickiej. Mniejsza o nich, szkoda na nich czasu. My musimy się skupić na utrzymaniu tego poparcia, na utrzymaniu zaufania. Obserwując postawę naszych radnych, ich rosnące znaczenie w radzie miejskiej oraz wyważony i racjonalny styl bycia w radzie powiatu, jestem spokojny. Ludzie to doceniają.