Kiedy zastanawiałem się nad wyższością brytyjskiego, niemieckiego czy francuskiego systemu oświaty nad naszym rodzimym, dostrzegałem indywidualizację nauczania, nowoczesny system motywacji, itp. Zazdrościłem im znakomitych wyników w międzynarodowych sprawdzianach, szkoły “na luzie” i jednocześnie wymagającej. Ale było jeszcze coś – całodzienna opieka w szkołach francuskich, bardzo szeroka oferta kulturalno – oświatowa w brytyjskich, nie mówiąc o wyposażeniu szkół skandynawskich. Dzisiaj, kiedy po 25 latach dopracowaliśmy się fantastycznie wysokich lokat w międzynarodowych sprawdzianach kompetencji, można powiedzieć, że nadrobiliśmy dystans do najlepszych. Że nasi absolwenci 16-17. letni mają więcej kompetencji niż ich równolatkowie w Niemczech, Wielkiej Brytanii, o Francji nie wspominając. Tak, tyle że pozostaje jeszcze “to coś”. To, co na zachodzie Europy daje państwo lub udostępnia – nieodpłatny posiłek w formie śniadania, 2. śniadania, lunchu, nieodpłatny podręcznik, który jest własnością państwa, laptop czy nieodpłatne zajęcia na przykład sportowe z obozem wyjazdowym włącznie. Można powiedzieć – to bogate państwa, stać je na to. Nieprawda. W czasie, gdy rozwiązania te wdrażano w życie poziom ich rozwoju nie był wyższy niż dzisiejszej Polski. Nie było ich stać na to bardziej niż nas – dzisiaj. Dlatego z takim entuzjazmem przyjąłem, od dawna przeze mnie oczekiwaną, deklarację, że narzędzie do nauki, jakim jest podręcznik, użyczy dzieciom (ich rodzicom), państwo. To najbardziej oczywista zasada w państwie, w którym polityka oświatowa jest domeną i szansą państwa. Gdzie prawdziwym kapitałem ludzkim jest rzesza młodych ludzi pobierających naukę na poziomie, jak się okazuje, wyższym niż gdziekolwiek indziej. Pomysł znakomity i nieprzekraczający możliwości finansowych państwa, skoro wszystko zamknie się kwotą – 10 mln złotych. Co to za pieniądze dla 38. milionowego państwa?? Tym bardziej, że na tzw. wolnym rynku rodzice wydaliby ok. 230 tysięcy własnych, ciężko zarobionych złotych. To, że różnica 220 mln złotych nie przejdzie bez echa (ktoś tych pieniędzy nie zarobi!), byłem pewien. Sam pamiętam, jak dla rodziny i dwojga pracujących rodziców, ogromnym obciążeniem był zakup dwóch kompletów podręczników dla dzieci na początku edukacji. Więc wyobrażam sobie, jak wielkie interesy w skali kraju zostały naruszone. Dlatego rozumiem, że pod wpływem różnego typu lobbies, mogą powstać najgłupsze wnioski i najbardziej kretyńskie zarzuty, w których o dziwo! specjalizują się dwie socjalistyczne partie – SLD i PiS. Ale dlaczego dalibóg w tę narrację włącza się Kościół, nigdy nie zrozumiem. Dzisiaj usłyszałem, że darmowy podręcznik dla każdego pierwszoklasisty (uwaga!) “łamie prawo i dobre obyczaje”, o czym pisze najnowszy “Gość Niedzielny”. Na czym polega to łamanie prawa, na czym dobrych obyczajów, nie wiemy. Wiemy tylko, że powstaje jakiś kant. Bo złamany zostaje monopol wydawców i księgarzy, bo setki milionów złotych nie pójdą na tomy bezsensownych ćwiczeń, zeszytów, suplementów? Tym bardziej, że darmowy podręcznik to przede wszystkim ulga dla rodzin biednych, to wsparcie dla rodzin wielodzietnych, bo tam najtrudniej było wygospodarować pieniądze na coraz to droższe zestawy, których (co oczywiste!) nie dało się odsprzedać ani przekazać młodszemu rodzeństwu! Więc jeśli “Gość Niedzielny” ma być głosem Kościoła niech się zdecyduje, kogo chce wspierać, komu służyć. Nie da się jednocześnie namawiać do prokreacji, podejmowania trudu macierzyństwa, nawet wśród ubogich, i drenować im kieszeni kosmicznymi cenami podręczników. Bo, poza tym, bez względu na cenę, nie powinien on służyć prymitywnej agitacji politycznej, do jakiej zaliczam, niestety, wykwity myśli niejakiego Piotra Legutki, autora niewydarzonego tekstu.
Archiwum miesiąca: luty 2021
słodkogorzko
Gender jest z pewnością królem końcówki tego roku. I nie chodzi o naszego dawnego kolegę redakcyjnego, piszącego o sporcie w “Gazecie Milickiej”, ale o nurcie światopoglądowym, w który przekształciły się prace nad społecznymi rolami płci, zapoczątkowane w latach 50-60 w USA. W przeciwieństwie do moich znajomych, którzy dość pobłażliwie, prześmiewczo i ironicznie traktują problem, zauważam w tym duże zagrożenie cywilizacyjne, ogólnoludzkie. W sposób oczywisty nie dotyczy ono Afryki, Azji, pewnie Ameryki Łacińskiej, ale już dla naszego kręgu kulturowego może być wyniszczające. Zaprzecza bowiem istocie i fundamentom biologii, czyli naturalnemu prawu rzeczy. Jeżeli płeć ma być w przyszłości definiowana jej społeczną, kulturową funkcją, to ja ze względu na spore umiejętności kulinarne mógłbym zostać … kobietą! Skoro już dzisiaj, w przedszkolu na Sląsku, dzieci miały zamieniać się rolami społecznymi, to ja, za takie wychowanie dziękuję:
“Rodzice dostali do wglądu także plan pracy na cały rok. Jego treści wciąż oscylowały wokół »zamiany ról«, na przykład w bajkach. Dyrekcja kupiła książeczki „Gdybym była chłopcem” i „Gdybym był dziewczynką”. Rodzice w przedstawionych im materiałach ze zdumieniem odkryli pomysły na opowiadanie bajki o „Kopciuchu”, na mówienie dzieciom o „rycerkach”, propozycję przyniesienia przez dzieci do przedszkola ulubionych misiów, które będzie można przebierać raz w spodenki, a raz w spódniczki.” Dla wyjaśnienia – projekt padł, bo wszyscy rodzice wycofali dzieci z owego “eksperymentu”.
Przebojem roku stało się niespodziewanie słowo “referendum”, które uruchomiło duże pokłady aktywności obywatelskiej i w Bytomiu, i w Ostródzie, i w Warszawie oraz tutaj – Miliczu i Krośnicach. W ocenie naszych lokalnych referendów także różnię się z moimi przyjaciółmi i nie nazywam ich nieudanymi. Owszem – nie doprowadziły do rozstrzygnięcia natychmiastowego, ale dadzą efekt, czego jestem pewien, już podczas najbliższych wyborów. Szczególnie wydarzenia w Krośnicach musiały być wstrząsające dla tamtejszego establishmentu. Tylko 170 głosów zabrakło, aby w głosowaniu jawnym, odwołać wójta i jego patrona. Co będzie w głosowaniu tajnym, kiedy sam udział w wyborach nie będzie określaniem się po stronie przeciwników i nie będzie do tego potrzebna nadzwyczajna odwaga? Taka, jaką wykazał się prawdziwie obywatelski ruch, który wbrew szykanom, próbom zastraszania, z kuriozalnym żądaniem przeprosin i pogróżkami wobec superodważnej pani Joanny, konsekwentnie i metodycznie demaskował gminne patologie. Jeżeli utrzymają koncentrację, wzajemne relacje oparte na zaufaniu i szacunku, a przede wszystkim szczerość wobec współmieszkańców, to efekt ich pracy okaże się bardziej okazały niż się to komukolwiek dziś wydaje.
Negatywnym zjawiskiem w tym roku było dla mnie zniszczenie klubu, któremu poświęciłem kilkanaście lat swojej aktywności. Zresztą mniejsza o mnie – zawodnicy, wychowankowie zostali pozbawieni swojej drużyny, prywatni sponsorzy nagle zorientowali się, że przez lata wykładane ich prywatne pieniądze, wyrzucone zostały w błoto. W ten sposób zniszczono w tej działalności wartość, kto wie czy nie najważniejszą, zaufanie. Nie będzie łatwo jej odbudować, ale zrobimy to. W nowej hali, na otwarcie której przyjedzie Damian Wojtaszek – reprezentant Polski. Zresztą nasza hala sportowa, nie wiedzieć czemu, stała się głównym punktem dyskusji na sesji rady w Krośnicach… Urzędnik średniego szczebla ma z nią najwyraźniej kłopot, bo coraz częściej przychodzi mu odpierać, słuszne zarzuty, formułowane przez Waldka Zimnego. Człowieka, który sport zna z życia, a nie teorii, który wie, jak powinna wyglądać pełnowymiarowa hala, choćby do siatkówki. Zanim przystąpiliśmy do budowy naszego obiektu, obejrzeliśmy w Polsce 7 podobnych konstrukcji, w tym halę przy szkole sportowej w Częstochowie, gdzie talenty siatkarskie w popularnym Norwidzie szlifuje dyrektor Krzysztof Wachowiak. Po rozmowie z nim, wybraliśmy projekt bliźniaczy, bo uznałem, że ktoś, kto wychował Piotra Gruszkę, Łukasza Żygadłę czy Pawła Woickiego, ma pojęcie o funkcjonalnych obiektach sportowych. Czy takie pojęcie ma autor pomysłu na halę w Krośnicach? Nie wiem. Wiem tylko, że są trzy zasadnicze różnice pomiędzy nimi:
- nasza hala jest tańsza, trudno temu zaprzeczyć, prawie dwukrotnie, (3,8 mln zł wobec 7,2 mln, jeszcze przed remontem dachu…)
- jest większa i pełnowymiarowa dla rozgrywek oraz szkolenia (m.in. 3 boiska do siatkówki w “poprzek”)
- jest szczelna – nie przecieka.
Może to błahostki, może nie. Ja, budując coś mniejszego, za dwukrotnie większe pieniądze, miałbym trochę pokory. Tylko czy nie za wiele wymagam? Mniej nie musi oznaczać taniej, skoro utrzymanie urzędnika w Krośnicach kosztuje podatnika więcej niż wójta…. A przeciekanie dachu? Wielka mi rzecz! Ludzie dzięki temu mają zajęcie, dzieci trochę popracują – nic im nie będzie – a i w handlu trochę ruchu – wiadra, miski i ścierki mają wzięcie jak nigdy.
No. Myślę, Darku, że następnym razem pomyślisz, zanim wyskoczysz jak Filip z konopi z podobną bzdurą. Albo i nie. Ale to już twój problem.
Moim miłym obowiązkiem jest podziękować wszystkim, którzy oddali swój głos obdarzając mnie wielkim honorem – uznaniem, że dobrze wykonuję swoją rolę. Myślę, że to uznanie jest na wyrost, ale ze zdumieniem obserwowałem, jak dużą mobilizację wywoływał ten plebiscyt. Jak wielu ludzi się tym przejmowało. To było bardzo przyjemne. Za tę przyjemność wszystkim serdecznie dziękuję. Aha – ja swój głos oddałem na Roberta Adacha 🙂
007 życzeń
“Potop” na święta w TVN przywraca wiarę w polską kinematografię, piękna, epicka, z niespotykanym rozmachem zrealizowana opowieść. Kudy dzisiejszym teledyskowym i teflonowym obrazkom do tego arcydzieła! Kręconego, tak jak wszystkie wielkie polskie dzieła, w warunkach prymitywnych, w epoce, która bądź co bądź nie sprzyjała swobodnej twórczości. Jak to jest, że Polska niepodległa nie stworzyła ani jednej filmowej epopei, ani jednego filmu, który można by nazwać wielkim? Ile potrzeba pieniędzy, czasu, ludzi, scenariuszy, żeby duży europejski kraj mógł się pochwalić czymś na miarę amerykańskich, ale też rosyjskich (choćby najnowszy “Stalingrad”, “9 kompania” itp.) niemieckich, angielskich superprodukcji. My za to mamy “Ogniem i mieczem” czy “Bitwą warszawską”, nad którymi lepiej się nie rozwodzić, bo to żenujące i kompromitujące filmiki, z daleka zalatujące kiczem. Dlatego patrząc na kotkę Tośkę, przez Marysię zwaną Sisi, przypominającą mi Rademenesa, z innego kultowego serialu PRL, chciałbym w pierwszym rzędzie życzyć mojej ojczyźnie wielkości – wyrażonej także w dokonaniach budujących ducha – literaturze, filmie, muzyce.
Wypowiadałem się już kiedyś na temat idiotycznych postulatów naprawy polskiej edukacji poprzez likwidację gimnazjów. W tej beznadziejnej sprawie jednym głosem mówią Jarek i Leszek, czyli Miller z Kaczyńskim, a także małżeństwo niejakich Elbanowskich – efemerydalne gwiazdy jednego sezonu – postulujące jednocześnie przywrócenie peerelowskiej 8.klasówki i utrzymanie, też z PRL-u, obowiązku szkolnego od 7 roku życia. Tymczasem życie niespodziewanie puentuje te absurdy, gdyż na początku grudnia publikowane są wyniki badań umiejętności, przeprowadzone wśród 15.latków w 64 krajach OECD. Ku zdumieniu jednych, rozczarowaniu drugich, bezapelacyjnymi zwycięzcami tych badań okazują się … Polacy! Tak. W badaniach kompetencji kluczowych polscy gimnazjaliści zrównali się z Finami i Szwajcarami, mocno odstawili Niemców, Szwedów, Francuzów, co do niedawna brzmiałoby jak scenariusz s-fi. W drugim życzeniu, chciałbym, aby polskiej szkoły nie udało się zepsuć dyletantom i życiowym nieudacznikom kompensującym sobie niepowodzenia i depresję jasnymi i radosnymi wspomnieniami z dzieciństwa. A wtedy musi wrócić pragnienie powrotu. Także do 8.klasówki. To jest także życzenie nagrody Nobla z dziedzin naukowych. Ostatnim polskim laureatem była … Maria Curie – Sklodowska, 110 lat temu. Swoją drogą także w warunkach zniewolenia i braku wolności… Ciekawe.
Za kilka dni TCS, a w nim z pewnością fantastyczne występy Polaków. Mamy drużynę, o jakiej jeszcze niedawno mogliśmy tylko pomarzyć. Ten rok pokaże, że jesteśmy liczącym się krajem w elicie sportów zimowych. Są poważne szanse na medale w Soczi. Tylko… No właśnie. Dumni jesteśmy ze skoczków, Justyny Kowalczyk, panczenistów, ale każdy kibic sportowy czeka na sukcesy piłkarzy. Na medale klubowe, a przede wszystkim reprezentacyjne. Tymczasem ostatnią silną i liczącą się w Europie polską drużyną był Widzew Łódź, który odprawiał z kwitkiem Liverpool, Juventus, Rapid Wiedeń, Arminię Bielefeld. Reprezentacja ostatnio była mocna w Hiszpanii, kiedy zdobywała srebrny medal na mundialu. Działo się to w 1982 roku. Przypadek…?
Czwarte życzenie jest dla mojego Kościoła. W którym jestem, trwam i umrę. Więc choćby z tego względu mam prawo szczególne, żeby widzieć, dostrzegać i żeby życzyć. Dobrze życzyć. Kryzys, który ewidentnie dotknął sferę wiary, a więc i Kościół, wymaga otwartego z nim zmierzenia się, a nie zamykania oczu, względnie chowania głowy pod kołdrę (nie ma tu żadnej aluzji, lecz odwołanie do zachowań dziecięcych) i czekania, aż minie. Nie minie. Receptą jest powrót do prostoty i źródeł. Tych, które w największym skrócie można nazwać oczywistymi, na które wskazuje papież Franciszek. Potrzeba dobroci, skromności, miłosierdzia i otwarcia na człowieka. I jego problemy, które wpychają go w ramiona zagubienia. Krzyż, który jest największym i najważniejszym znakiem Kościoła, powinien zawsze łączyć i jednoczyć. Nigdy dzielić, a wtedy Kościół będzie przyciągał nie odpychał. Taki Kościół pamiętam z lat 70. i 80. Zbieg okoliczności…???
Mojemu powiatowi, ukochanej Ziemi Milickiej, której poświęcam każdą sekundę w pracy a także poza nią, życzę dobrych ludzi, którzy tu zdecydowali się żyć i mieszkać, ale przede wszystkim – dla niego pracować. Życzę dobrych ludzi, którzy pełnią lub powinni pełnić posługę publiczną. A skoro i ja taką pełnię, to życzę sobie, abym robił to sumiennie, no i właśnie – dobrze.
Corocznie, w masie najrozmaitszych obchodów opłatkowo – wigilijnych, jako starosta, przeżywam swoje rekolekcje w dwóch miejscach, w stowarzyszeniu Abstynent z grupą AA oraz w milickim DPSie. Stowarzyszeniu nigdy nie odmówię obecności, bo zakładał je mój Tato i zawsze jest tam życzliwie wspominany. Tak też było w tym roku, choć nie było łatwo ze względu na obecność pani Henryki Skrzyneckiej, która jeszcze nie tak dawno z dumą oświadczała, ….. że jej ojciec nie był w AA. Ale niech tam. Może i dla niej to były rekolekcje, może wśród tych ludzi coś zrozumie, czegoś się nauczy? Życzę Wam wszystkim kochani wytrwałości i zwycięstwa, bo na to zasługujecie!
Była Polska, powiat, wspólnota, stowarzyszenie. Teraz rodzina. Chciałbym z Wami wszystkimi spotkać się za rok 🙂
PS.
Serdecznie pozdrawiam panią Borkowską ze Żmigrodu 🙂 Ukłony.
nie idź na referendum
W ścieraniu się różnych poglądów i spojrzeń na krośnicką krainę szczęśliwości, chciałbym zaprezentować dość osobliwy punkt widzenia, polegający na …. bojkocie referendum. Jak do tego doszedłem? To proste. Wg tego poglądu w referendum nie powinien uczestniczyć nikt, kto uznaje stan obecny za absolutnie normalny. Dlatego apeluję:
- Nie idź na referendum:
- jeśli uważasz, że sekretarz Dariusz Stasiak jest skromnym, sympatycznym i użytecznym urzędnikiem,
- jeśli uznajesz, że jego pomysły na niewymiarową halę, puste boiska i deficytową kolejkę są trafione,
- jeśli podoba ci się kultura osobista sekretarza nazywająca ludzi warchołami, a przeciwników politycznych świniami,
- jeśli wg ciebie zarobki na poziomie 14 tys. złotych miesięcznie są zbyt niskie,
- jeśli sposób traktowania radnych, sołtysów, organizacji społecznych przez sekretarza jest właściwy.
- Nie bierz udziału w referendum:
- jeśli uważasz, że wójt jest prawdziwym gospodarzem gminy,
- jeśli uważasz, że w Policach warto wybudować spalarnię,
- jeśli nie wierzysz w rekordowe zadłużenie gminy,
- jeśli nie widziałeś przeciekającego dachu w hali,
- jeśli nie wierzysz w korupcyjne powiązania gminy z SILS-em,
- jeśli wierzysz, że ruiny spichlerza to pięciogwiazdkowy hotel,
- Nie głosuj w referendum:
- jeśli nie dostrzegasz patologii w krośnickim samorządzie,
- jeśli jest ci obojętne, jak będą spłacane długi za kolejkę, basen, szkołę,
- jeśli nie widzisz kumoterstwa, kolesiostwa, nepotyzmu w zatrudnianiu ludzi,
- jeśli nie wstydziłeś się, że mieszkasz w gminie Krośnice w ostatnich 6 miesiącach,
- jeśli nie poruszyła cię śmierć śp. Małgorzaty Powszek.
- Nie głosuj w referendum, jeśli się boisz.
Darek Wojewódzki, czyli kłamca, kłamca 2.
No więc zbliża się ten dzień. Dzień, w którym coś się zmieni. Wszystko, wiele albo choć trochę. Ale zmieni się na pewno. Od lipca tego roku widać wyraźnie, że przebudzili się krośniczanie. A dokładnie mieszkańcy gminy Krośnice – Pierstnicy, Łaz, Bukowic, Wierzchowic, Kuźnicy, Lędziny, Grabownicy, Dąbrowy. Zauważyli, że są obrażani, szkalowani i upokarzani przez urzędnika średniego szczebla w sposób bezprzykładnie chamski. Że są lekceważeni przez urzędnika opłacanego z ich podatków. Przy okazji pojawiają się pytania – jak to możliwe, że tolerowaliśmy ten stan przez tyle lat? Jak to się stało, że tego nie zauważaliśmy? No tak. W końcu pojawia się coś w rodzaju the shadow line, przekroczenie której wywołuje lawinę, zbieg nieoczekiwanych zdarzeń. Do takich należy bez wątpienia bezczelne i aroganckie wyznanie Stasiaka, że ma czyste sumienie. W kontekście tragicznej śmierci śp. Małgorzaty Powszek w jego sytuacji należałoby przynajmniej milczeć. Ale nie – trzeba prowokować. Rodzina spiskuje, mecenas celowo ukrywa, komitet referendalny wykorzystuje. No więc – masz. Jest list. Wstrząsający, dramatyczny, tragiczny. Pokazujący niewyobrażalne cierpienie, zaszczucie i zastraszenie. Są też dwa nazwiska. Nieprzypadkowe. Oczywiste.
Jaka jest odpowiedź na łamach bezczelnego kłamnika? Że sama sobie winna, że zabrnęła w ślepy zaułek, że popełniła błąd…. Robi to wynajętym, obrzydliwym piórem naczelna Małgorzata Kłamczyńska, krystaliczny przykład serwilizmu, poddaństwa i zepsucia moralnego. Słowem – cyngiel. Który za pieniądze wykona każdą mokrą i haniebną robotę. Nawet taką, gdzie stawką jest życie ludzkie….
Mniejszą stawkę ma z pewnością przestrzeganie standardów w samorządzie krośnickim. Przestrzeganie czegoś, czego już dawno nie ma. Pokazała to dobitnie relacja TVPM z ostatniej sesji Rady Gminy Krośnice. Relacja niezwykła, bo … prawdziwa. Gdyby było inaczej, nikt by nie uwierzył, że w Polsce istnieje gmina, gdzie wójt jest figurantem, a przewodniczący rady – paprotką, czyli ozdobą. W tej relacji zobaczyliśmy, że wójt zabiera głos za zgodą sekretarza, a przewodniczący jest tylko po to, żeby reagować na jego połajanki, kiedy głos oponentów zaczyna być niewygodny. To surrealistyczny obraz patologicznych stosunków panujących w samorządzie, gdzie urzędnik średniego szczebla wyrasta na głównego kreatora polityki gminnej. Polityki, gdzie głównym motywem dyskusji z radnymi, publicznością jest …. ten oto blog. Jakiż kompleks rządzi emocjami człowieka, który kilkukrotnie przytacza autora jakiegoś tam bloga w szermierce słownej. Ile kompleksów ma człowiek, który broniąc się przed rzeczowymi argumentami, odpowiada cytatami i frazami moich wypowiedzi.
Mitomania. Nie tak dawno temu, podczas otwarcia Elektrociepłowni w Miliczu, prezes Brzozowski zapytał – czy jest ktoś z województwa? – Jest, dało słyszeć się głos z tłumu, po czym na plac wystąpił …. Dariusz Stasiak. Mniejsza z tym, o czym mówił, ale przy najbliższej okazji zapytałem marszałka, czy wyznaczał kogoś do reprezentacji w Miliczu i czy był to Stasiak. – Zwariowałeś? Tyle usłyszałem i jednocześnie zrozumiałem, że Kubie Wojewódzkiemu wyrósł nowy konkurent – Dariusz Kłamca Wojewódzki. Z Milicza, a jakby z Krośnic. Przynajmniej do 15 grudnia.
Bo jedno z haseł komitetu referendalnego brzmi – masz dość Stasiaka, odwołaj Drobinę. Nie ma nic bardziej trafnego.
Dlatego – odwołaj kłamcę.
Zrób sobie dobrze.
Wreszcie.