cud bez cudu

Natarczywie i wytrwale pyta mnie jeden z najemników w pseudokomentarzu, oczywiście skierowanym zgodnie z zapowiedzią do kosza, jak radzę sobie z zapowiedzianą przez premiera współpracą z prezydentami wielkich miast. Bez problemu. Pisałem o tym wielokrotnie, że Dutkiewicz, prezydent, którego wykreowała Platforma Obywatelska, to dyplomata, można powiedzieć – mąż stanu. Oczywiście tego nie da się powiedzieć o części jego otoczenia, uprawiającego politykę z gracją wiejskiego zawadiaki z kłonicą w ręce, czasem “tulipanem”…

Od 28 lat święto WNMP spędzam w kościółku pod tym wezwaniem na południowych rubieżach Opolszczyzny w Pilszczu. Bez względu na wszystko, 15 sierpnia staram się być na tym tradycyjnym, wiejskim odpuście. 15. wieczny kościółek, który był świadkiem wielu wydarzeń historycznych, w tym przemarszu wojsk koronnych Jana III Sobieskiego w drodze na Wiedeń, do dziś zachował szczególny klimat i swoją wyrazistość. Tutaj ofiarowanie odbywa się poprzez przejście do prezbiterium wokół ołtarza, tutaj w służbie liturgicznej nikogo nie dziwią dziewczynki, nie tylko podnoszące estetykę ale i wartość muzyczną ministrantów. Inaczej się klęka, stoi, śpiewa, mieszają się wyraźnie dwa porządki i tradycje – wschodnia oraz śląska, na którą mówi się tu – niemiecka. 27 lat temu zabrałem w wózku do kościoła mojego dwutygodniowego, świeżo urodzonego syna. Nie był jeszcze ochrzczony, czym wyraźnie wzbudzaliśmy małą sensację. Nie wszystkim się to wówczas podobało….

Pilszcz to ciekawa miejscowość. W której innej wsi w Polsce znajduje się na przykład plac Roberta Schumana, ojca Unii Europejskiej? Na swoją europejskość Pilszcz czekał długo, przez lata obserwując z bliska domy i ludzi po drugiej stronie granicy. Jedyny kontakt następował w upalne dni w granicznej rzece, kiedy ochłody szukali jednocześnie Polacy i Czesi. Powstały nawet rzeczne sympatie i miłości… Dzisiaj zakupy w czeskim Tesco są łatwiejsze i szybsze ze względu na swoją bliskość. W ten sposób nastąpił powrót do lat 30. XX wieku, kiedy Pilszcz stanowił aprowizacyjne zaplecze dużej, czeskiej Opavy, swoimi uprawami warzyw, owoców, ziemniaków oraz wytwarzanym olejem i piwem(!).

15 sierpnia w tym małym kościółku miło mi było usłyszeć w modlitwie wstawienniczej intencje – za żołnierzy walczących poza granicami kraju oraz za poległych w wojnie 1920-21 roku. Zawsze zastanawiałem się, jak to było możliwe, że świeżo i ledwo poskładany kraj był zdolny do tak wielkiego wysiłku batalistycznego, żeby pokonać czerwoną nawałnicę. Tymczasem, jak twierdzi profesor Stanisław Nicieja, na frontach I wojny światowej, walczyło po stronach 3 zaborców milion polskich żołnierzy. W sytuacji śmiertelnego zagrożenia wszyscy skupili się pod dowództwem Józefa Piłsudskiego. To nie byli dyletanci i wojsko “z pierwszej łapanki”. To armia, której fantastyczny manewr znad Wieprza, dał przekonujące zwycięstwo. Które nie było żadnym cudem. Nie było ingerencją świata pozaziemskiego. Było efektem geniuszu wojskowego Piłsudskiego i Rozwadowskiego.

to skutek efektu cieplarnianego?

Długa i przykra zima dała mi po raz kolejny asumpt do dworowania sobie z poglądu mojego syna, że żyjemy na świecie, w którym gołym okiem daje się zaobserwować efekt cieplarniany. – Te siarczyste mrozy w kwietniu, to wg ciebie, ocieplanie klimatu? Podrwiwałem sobie bezkarnie. – A ten zimny maj i czerwiec też? Aż przyszedł lipiec. I nagle ups…. O do licha, coś w tym jest… Kiedy z trudem znosiłem ponoć chłodny lipiec w Chorwacji (codziennie powyżej 30 st. Celsjusza!) z Polski dostałem telefon – Hej, jak tam macie? Bo u nas “trzydziestka” nie schodzi ze skali, informował mnie znajomy. Adriatyk wydawał się niezwykle ciepły ze swoją wodą w temperaturze 22 °C, ale przeżyłem szok, kiedy kolega z pracy, dzwoniąc z Unieścia, powiedział – Kurcze niewiarygodne, dziś woda w Bałtyku ma 22 °C! Co się dzieje, pomyślałem? Może to faktycznie działa? To znaczy ten efekt, cieplarniany…Swoją drogą to ciekawe, że dwa tygodnie upałów wystarczyły, by ze sklepów zniknęły wszystkie wentylatory, niemożliwie podrożały klimatyzatory i środki do wypełnienia urządzeń chłodzących. I tylko u mojego zięcia w zakładzie nadal trwa promocja na “nabicie klimatyzacji” i ozonowanie instalacji w samochodzie 🙂 Jak sobie miliczanie radzą z upałami? Między innymi korzystając z naszego zalewu. Z bezpłatnej kąpieli i plaży. Widać, jak wiele to znaczy dla naszych mieszkańców…. Dzięki Bogu, nie dotyka nas tegoroczne przekleństwo polskich kąpielisk, czyli czarna seria utonięć. I niech tak zostanie. Zalew z każdym miesiącem będzie piękniał, bo rozpoczęliśmy już budowę pełnego zaplecza i za rok o tej porze obiekt ten będzie lśnił pełną krasą swoich walorów. Mam nadzieję, że to czytasz panie prezesie Michale i wiesz, jakie są wobec Ciebie oczekiwania 🙂

Skala oczekiwań z roku na rok rośnie wobec Haliny Smolińskiej, kobiety – instytucji, która od lat z coraz większym rozmachem organizuje w Potaszni “Festyn koński”. W tym roku ilość zaparkowanych samochodów, a w ślad za tym, uczestników imprezy, była oszałamiająca, z pewnością liczona w tysiącach. I to wszystko bez dofinansowania i bez wsparcia z gminy, z symbolicznym budżetem niecałych … 3 tysięcy złotych! No, ale Halina nie należy do ulubionych działaczy obecnego burmistrza, może dlatego że w przeciwieństwie do nich, potrafi z niczego zrobić coś. W roku bez Dni Milicza, zorganizowała alternatywną imprezę, daleko na wsi, bez pieniędzy, ale z ogromną masą energii, nieprzebranymi inicjatywami i gronem sprawdzonych społeczników. Halina to tytan pracy, dlatego jest tak niewygodna dla obecnego burmistrza.

Tymczasem jego kumpel z Krośnic, urzędnik średniego szczebla, zaangażowany pilnie w wybielanie swojej roli w ostatnich tragicznych wydarzeniach w tej gminie, zupełnie odleciał. Czy to efekt ocieplenia, czy inna przypadłość, to już zupełnie nowa historia. Wszystko na to wskazuje, że więcej od psychologa będzie w niej miał do powiedzenia …. prokurator. Czy tak będzie – przekonamy się już wkrótce.

Pusto jak na kortach w Krośnicach

Tydzień temu w piątek miałem okazję zobaczyć w dobrej formie Donalda Tuska, Premiera RP. Z lekkością i swadą mówił o obecnych problemach państwa – od 5 lat nieustanny kryzys gospodarczy, klęski żywiołowe, katastrofa smoleńska – ale jednocześnie o symptomach ożywienia, receptach naprawy, koniecznych reformach. Dobrze zorientowany, merytoryczny, jednocześnie retoryczny, dowcipny i charyzmatyczny. Miałem okazję chwilę porozmawiać z Premierem, wymieniliśmy poglądy na temat samorządu powiatowego w Polsce, ale także na temat kondycji Platformy Obywatelskiej w Polsce. Podoba mi się pogląd, iż trzeba programem samorządowym przyciągnąć do siebie ponownie prezydentów wielkich miast a także pozostałych samorządowców, którzy przez ostatnie lata poróżnili się z PO. To pogląd nieszczególnie popularny w PO, głownie z powodu zawirowań i konfliktów z prezydentem Wrocławia, Rafałem Dutkiewiczem. To pogląd, z którym trudno pogodzić się obecnemu kierownictwu PO na Dolnym Sląsku. Widać wyraźnie, że już wkrótce przyjdzie zmienić przyzwyczajenia. Nie wszystkim przyjdzie to łatwo. Nie wszystkim to się uda… Miałem wrażenie, że po spotkaniu z Premierem w ogrodach belwederskich, szybko zrobiło się pusto. Jak na kortach w Krośnicach….

Ech…. Krośnice. Współczuję im. Widzę jak się miotają, jak się szamoczą. Jeden się schował. W piwnicy, ogrodzie albo na strychu. Nie wychyla nawet nosa, wiedząc jak bardzo jest niepopularnym i nieproszonym gościem w tej miejscowości. Pod jego nieobecność nieudolnie próbują zarządzać tym kryzysem kuzyni Darek i Witek. To znaczy rządzi Darek, wydając polecenia Witkowi, co jest o tyle dziwne, że formalnie podległość jest wręcz przeciwna. Ale, co to za nowina w Krośnicach! Nie takie rzeczy ta gmina widziała!

Część tych obyczajów przenieśli “mołodcy” do Milicza, gdzie na oficjalnej stronie gminy Milicz Darek wygłosił swoje “trzy po trzy” na tematy wszystkie i żadne. W tej szamotaninie emocjonalnej, bo trudno ją nazwać intelektualną, próbuje Darek za wszelką cenę uciec od powszechnie uznanej odpowiedzialności za tragiczne wydarzenia w Krośnicach sprzed 3 tygodni. Uciec wbrew logice i powszechnej wiedzy, kto do tej sytuacji doprowadził. To akurat wszyscy wiedzą. I nie zmienią tego próby zastraszenia ludzi, próby presji i chamskich pogróżek. Na polecenie Darka, Witold wystosował kilka pism w których domaga się:

  1. przeprosin (!)
  2. zaprzestania mówienia prawdy (!)
  3. wyrażenia uwielbienia dla panującej władzy (!)

Pisma skierował do mieszkańców, obywateli, urzędników, pomijając redaktorów wielkich ogólnopolskich mediów, które pisały o krośnickiej tragedii i jej przyczynach – “Gazeta Wyborcza”, “Gazeta Wrocławska”, “Superekspres”, “Polskie Radio Wrocław”, “Onet.pl”, itp. Darek polecił także ominąć mnie, choć moje wpisy na blogu śledzi z wypiekami na twarzy, a nawet, co podejrzewam, uczy się ich na pamięć. Swiadczy o tym wręcz maniakalane cytowanie, przytaczanie i odwoływanie się do mojej skromnej twórczości. Być może to kompleks, być może ukryte fobie.

  • Wiesz Darku dobrze, czemu nie kierujesz do mnie żądania sprostowania, odwołania, itp. Wiesz czemu. Bo wiesz, że napisałem prawdę. Ty wiesz to dobrze. Dlatego z dnia na dzień coraz częściej będziesz widział wokół siebie pustkę. Taką samą, jak widzisz na wybudowanych za grube miliony kortach w Krośnicach. To już pustka przysłowiowa. Symboliczna… I ona coraz bardziej cię przytłacza.

PS. Darek,

Nie o zemstę lecz o pamięć wołają ofiary.

To piękne hasło było tytułem, mottem wydarzenia, które 20 lipca, w sobotę, w malowniczym Radymnie odegrało się sugestywnie, plastycznie, obrazowo. Była to rekonstrukcja tragicznych wydarzeń, które miały miejsce od 1939 roku do 47, ze szczególnym nasileniem, strasznym apogeum, w 1943 roku. I chodzi głównie o Wołyń, choć ta ukraińska fala zbrodni dotknęła i Podole, i Lubelszczyznę, a przede wszystkim Małopolskę Wschodnią. Ileż przy tej okazji pokazało się wypowiedzi dezawuujących inicjatywę w Radymnie, ileż obruszeń, niesmaków, estetycznych …. A ja się pytam, co jest złego w ilustracji jednego z wielu historycznych zdarzeń, tak słabo udokumentowanych w polskiej historiografii? Co jest złego w takim środku wyrazu, który nikomu nie przeszkadza jeśli chodzi o Grunwald, Cedynię, Wał Pomorski itp.? Dlaczego ilustracja wydarzeń na Wołyniu jest niesmaczna, nieestetyczna i niewychowawcza? Inne – wprost przeciwnie…. pożyteczne. Tegoroczne obchody ludobójstwa na Kresach w 1943 roku ciągle nie mają należytego potraktowania w Rzeczpospolitej. Kiedy będą miały? Czy będą?

od ołówka do cyngla

Sytuacją patologiczną w Krośnicach zajmuje się coraz więcej instytucji, nie wyłączając, mam nadzieję, państwowych agend trzyliterowych. Czy określenie “patologiczna” nie jest czasem zbyt mocne, dosadne, na wyrost? Nie. Bo tam, gdzie ginie człowiek, patologia musi mieć się dobrze. “Mamy spotkanie z naszymi włodarzami”, mówili mieszkańcy, “czekamy na zdanie naszych włodarzy”, po czym wymieniali dwa nazwiska – Stasiak, Drobina. O ile w przypadku Mirosława Drobiny nie ma żadnej wątpliwości, gdyż jest wójtem, to w przypadku Dariusza Stasiaka mamy do czynienia z typowym językowym nadużyciem, którego to zainteresowany, z racji wrodzonej skromności, nigdy nie sprostował. Stasiak to nie żaden włodarz,, a urzędnik. Z typowymi zadaniami sekretarza – temperowania ołówków, przynoszenia papieru piśmiennego, adresowania korespondencji, a czasem doniesienia jej do adresata. Tak, tak. Może trochę przesadzam w szczegółach, ale mam rację co do zasady. Sekretarz to nie włodarz. Jego zadaniem jest obsługa rady i radnych. A nie ich pouczanie, strofowanie, ruganie, upokarzanie a w końcu – zaszczucie. A sam fakt uzyskiwania wynagrodzenia o wiele większego niż wójt – gospodarz gminy, jest patologii potwierdzeniem.

Inną patologią jest nielegalne wydawanie pisma o poziomie brukowca, za pieniądze podatnika, do prowadzenia kampanii nienawiści wobec opozycji, prawdziwej bądź urojonej. Napisałem kiedyś, że do pracy w tym brukowcu przyjęto cyngli, czyli speców od mokrej roboty. Miałem na myśli najemników, których przez lata wynajmował każdy, kto dał więcej, miałem na myśli “nadwornych” pisarczyków, apologetów władzy (płatników), twórców panegiryków na zamówienie. W najczarniejszych snach nie przewidziałem, że określenie cyngiel, mokra robota, znajdzie uzasadnienie w rzeczywistości. Tymczasem wystarczy w ostatnim “kłamniku” przeczytać tekst “O proteście i dezinformacji”, żeby zrozumieć, na czym polega rola “cyngla” czy opłaconego najemnika do brudnej roboty. Przemieszanie informacji z komentarzem, czyli szkolny i podstawowy błąd publicystyczny, wyrażanie własnych emocji i sympatii, a raczej braku sympatii do śp. Małgorzaty Powszek, przy jednoczesnym nieskrywanym uwielbieniu dla zleceniodawcy i pracodawcy oraz podstawowa nierzetelność faktograficzna. Przyjdzie czas na refleksję? Na rachunek sumienia? Na rozterkę etyczną? Nie. Bo cyngiel nie może mieć rozterek. Ma tylko wykonać zlecenie. Bez namysłu, bez emocji, bezmyślnie.