Mówili na niego Bibi…

[Pożegnanie Ryszarda Szurkowskiego]

Niezbyt urodzajna i piaszczysta Ziemia Milicka, ku swojemu zaskoczeniu i trochę wbrew naturze, wydała z siebie giganta, wydała z siebie herosa sportu. Herosa, który pozycję dominatora i przyszłego mistrza wykuwał nie w tunelach aerodynamicznych, nie w laboratoriach, ale na piaszczystych drogach świebodowskich pagórków, przystrojonych owocowymi sadami. A rolę tunelu aerodynamicznego spełniał odcinek drogi pomiędzy Świebodowem a Miliczem, którą pokonywał dojeżdżając do szkoły, swojego pierwszego klubu, a także pracy.

A kiedy, już wkrótce, zdominował wszystkie przekazy telewizyjne, radiowe i prasowe, zwyciężając w kolejnych wyścigach, kryteriach i klasykach, serce pękało nam z dumy, że to chłopak od nas, że to nasz Rysiek czy Bibi jak mówiono do Niego w peletonie. Bo nawet wtedy, gdy rzucał sobie do stóp kolejne europejskie i światowe metropolie, stolice, nie wstydził się prowincji, nie zapominał o swojej wiosce, o Świebodowie, Krośnicach, Miliczu.

Przyjeżdżał tu jako mistrz owiany chwałą, a także potem prowadząc rajdy swoimi śladami, kibicując chłopakom ścigającym się na Jego wzór i podobieństwo. A kiedy wybudowaliśmy najdłuższą ścieżkę rowerową na Dolnym Śląsku z chęcią patronował jej otwarciu a potem, pokochał ją i często nią jeździł z kolegami, przyjaciółmi – można rzec kolarską ferajną.

Ta ferajną dzisiaj Cię żegna Rysiu i serce znowu nam pęka z dumy, że postanowiłeś do nas wrócić – do tych ukochanych piaszczystych pagórków, porośniętych owocowymi sadami.

Niech dobry Bóg obdarzy Cię łaską zbawienia,  Twoich bliskich łaską pocieszenia, otuchy i nadziei.

Spoczywaj w pokoju