Dwie piątki

Przywiązanie do pewnej symboliki cyfr, odnoszących się do wieku, występuje głównie u mężczyzn, bo im jakoś jest łatwiej rozmawiać o przeżytych latach. Dwie trójki to wiek chrystusowy, co oznacza pełną dojrzałość, gotowość do czynów wielkich, heroicznych, jak choćby konieczność usankcjonowania wreszcie związku i ustabilizowania życia uczuciowego i intymnego. “44” to oczywiście piętno cierpienia, ale także odpowiedzialności za ludzi, za świat, gdzie pojawia się nieśmiało wątek życiowego zmęczenia, kryzysu, ale gdzie przeważa jednak postawa prometejska, odkupicielska, mesjańska. Mam problem z dwiema piątkami, bo po pierwsze piątki to nazwa dni pokuty, postu, umartwienia, choć jednocześnie piątka to liczba jubileuszu, jest uosobieniem całości, niepowtarzalności. Piątka rzymska, czytana jako “V” jest także dobrze znanym w Polsce symbolem zwycięstwa, a więc i wolności, a poprzez “przybicie piątki” liczba ta weszła na poziom znaków o nacechowaniu wielce pozytywnym, symbolizuje bliskość, przyjaźń, otwartość, dobrą wolę, szczere intencje. Tak więc symbolika 55 lat musi nieść ze sobą ładunek pozytywny, może nawet radosny.

Tak by się też wydawało, sądząc po jakości oraz ilości życzeń, życzliwości, uśmiechów, uścisków i pocałunków, a także wpisów w popularnych mediach i nośnikach informacji. To zawsze jest miłe i budujące, to zawsze jest ładunek pozytywnej energii. Bardzo za to dziękuję, jestem za to wdzięczny, bo każdy taki gest przedłuża o ileś pozytywny stosunek do świata, ludzi, pracy, siebie.

Rola życiowa, w jakiej ostatnio występuję, pełna jest doświadczeń agresji, małości, zawiści, tej bezinteresownej jak i interesownej. Niewiele jest przekazów pozytywnych, bo przecież jeśli ludzie z czymś przychodzą, to z reguły jest to skarga, poczucie skrzywdzenia, prośba o pomoc. W takiej rzeczywistości narracja życzliwa i przyjazna jest na wagę złota.

Głęboko w sercu chowam te życzenia, rymowanki, wpisy.

I dziękuje najszczerzej jak potrafię.

Wolność słowa, czyli…

….szlachetne słowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż …. się zepsujesz

Czy zastanawialiście się kiedyś czym jest dla nas wolność?
Co to za kategoria – społeczna, historyczna, gospodarcza czy kulturowa?
Czy jest dla mnie czymś ważnym, istotnym i fundamentalnym, czy tylko dodatkiem i fanaberią kompletnie nieistotne dla codzienności, czyli źródła utrzymania, miejsca zamieszkania i czasu na odpoczynek?

Być może jest z nią tak, jak z powietrzem? Którego wartość zaczynamy boleśnie doceniać, wtedy, gdy zaczyna go brakować. Codziennie nie zastanawiamy się nad jego wspaniałomyślnym darem, nad jego błogosławioną rolą utrzymania życia. A przecież to wartość jedyna, która usprawiedliwiała śmierć w boju, w walkach, wojnach, potyczkach. Umieranie za wolność wydaje się tak oczywiste, że aż banalne. Wręcz utarło się, że to wartość za którą warto, a nawet należy, umierać i ginąć.

Zastanawiając się nad tym, który rodzaj wolność jest mi najbliższy i najważniejszy, który wpisany jest w ład demokratyczny nowoczesnego państwa, to wśród wolności wyznania, przekonań, swobody gospodarczej, podróżowania i innych, zdecydowanie stawiam na wolność słowa. Może dlatego że dobrze pamiętam PRL i dobrze pamiętam stan wojenny, cenzurowane wiersze, książki, powieści i eseje. Propagandę zaprzęgniętą w służbie jedynie słusznej partii i reżimu. Tak bardzo brakowało mi tej wolności słowa i wypowiedzi, że z rozkoszą czytałem nielegalne wydawnictwa, ulotki, skrypty, by następnie w pierwszych dniach wolności stworzyć w Miliczu pierwszą niezależną gazetę. Gazety Milicką. Było to prawie dokładnie 30 lat temu.

Patrząc na to, co dzieje się w moim kraju, na toporną i bezczelną propagandę, na zawłaszczenie mediów, które sprowadzono do roli klakiera, lizusa i lokaja, jak zdegradowano rolę dziennikarza, wydawcy i komentatora, jest mi przykro, że mamy władzę, która oczekuje mediów dworskich, panegirycznych i jest mi wstyd, że mamy takie media i takich ludzi. Różnica z PRL-em polega na tym, że komuniści robili to z większą klasą i na lepszym poziomie. Dyktatura gorliwych ciemniaków i nieuków, nadających polityczny ton w telewizji rządowej nie tylko wizualnie wywołuje rumieniec wstydu. O klasie i kompetencji „nowych pryszczatych” jednoznacznie świadczy los radiowej „Trójki”, kultowej stacji, której nawet komuniści nie potrafili zniszczyć. A „dobrej” zmianie się udało…

Drugą różnicą z PRL-em jest to, że w sferze publicznej funkcjonują wolne, niezależne media. Które jednakże będąc solą w oku władzy podlegają od lat stałemu osłabianiu, szykanowaniu i ostracyzmowi politycznych elit. Ostatnia próba zdławienia wolnego słowa, poprzez nałożenie kolejnych obciążeń, jest już ewidentną próbą założenia kagańca. Zniszczenia dziennikarstwa niezależnego, a dla mnie obecnie – jedynie prawdziwego. Dlatego całym sercem popieram i wspieram ogólnopolski protest mediów niezależnych, prywatnych i społecznych, wiedząc, że tuż za brakiem wolności słowa i wypowiedzi jest totalitaryzm. Nie chcę dla moich wnuków takiej rzeczywistości, nie chcę, żeby piewcą wolnego słowa był Kurski, Holecka i Król, a wzorem moralnym Pawłowicz z Piotrowiczem.

Mówili na niego Bibi…

[Pożegnanie Ryszarda Szurkowskiego]

Niezbyt urodzajna i piaszczysta Ziemia Milicka, ku swojemu zaskoczeniu i trochę wbrew naturze, wydała z siebie giganta, wydała z siebie herosa sportu. Herosa, który pozycję dominatora i przyszłego mistrza wykuwał nie w tunelach aerodynamicznych, nie w laboratoriach, ale na piaszczystych drogach świebodowskich pagórków, przystrojonych owocowymi sadami. A rolę tunelu aerodynamicznego spełniał odcinek drogi pomiędzy Świebodowem a Miliczem, którą pokonywał dojeżdżając do szkoły, swojego pierwszego klubu, a także pracy.

A kiedy, już wkrótce, zdominował wszystkie przekazy telewizyjne, radiowe i prasowe, zwyciężając w kolejnych wyścigach, kryteriach i klasykach, serce pękało nam z dumy, że to chłopak od nas, że to nasz Rysiek czy Bibi jak mówiono do Niego w peletonie. Bo nawet wtedy, gdy rzucał sobie do stóp kolejne europejskie i światowe metropolie, stolice, nie wstydził się prowincji, nie zapominał o swojej wiosce, o Świebodowie, Krośnicach, Miliczu.

Przyjeżdżał tu jako mistrz owiany chwałą, a także potem prowadząc rajdy swoimi śladami, kibicując chłopakom ścigającym się na Jego wzór i podobieństwo. A kiedy wybudowaliśmy najdłuższą ścieżkę rowerową na Dolnym Śląsku z chęcią patronował jej otwarciu a potem, pokochał ją i często nią jeździł z kolegami, przyjaciółmi – można rzec kolarską ferajną.

Ta ferajną dzisiaj Cię żegna Rysiu i serce znowu nam pęka z dumy, że postanowiłeś do nas wrócić – do tych ukochanych piaszczystych pagórków, porośniętych owocowymi sadami.

Niech dobry Bóg obdarzy Cię łaską zbawienia,  Twoich bliskich łaską pocieszenia, otuchy i nadziei.

Spoczywaj w pokoju